Wyobraźmy sobie film o Gotfrydzie de Bouillon, przywódcy pierwszej krucjaty, który zdobył w 1099 r. Jerozolimę i ogłosił się obrońcą Grobu Świętego, czyli de facto pierwszym królem nowo powstałej monarchii jerozolimskiej. Wyobraźmy sobie, że film ów zaczyna się od podkreślenia, iż wyruszenie na Jerozolimę było świętą powinnością religijną uczestników tej wyprawy, a Gotfryd realizował misję powierzoną mu przez Stwórcę. Wyobraźmy sobie, że film ten ukazuje wszystkich rycerzy uczestniczących w wyprawie jako świątobliwych, mężnych i po prostu takich, że trudno ich nie podziwiać i nie kochać. Nie popełniają oczywiście żadnych gwałtów, nie klną, nie grabią, a jeśli zabijają, to oczywiście tylko w słusznej sprawie. Co więcej, wyobraźmy sobie, że w tym samym filmie przeciwnicy wojny ze światem muzułmańskim przedstawieni są jako knujący zdrajcy i godni pogardy tchórze, myślący tylko o bogaceniu się. Przeciwnik natomiast jest brudny, zły i myśli tylko o tym, jak się wzbogacić.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.