Zaskakująco łatwa zgoda Merkel, by w lutowych wyborach prezydenta RFN poprzeć socjaldemokratę Franka Waltera-Steinmeiera skłania do przypuszczeń, że pani kanclerz mogła uzyskać w zamian jakieś obietnice kontynuacji wielkiej koalicji chadecji z SPD także po najbliższych wyborach. Merkel czyta też uważnie sondaże i wie, że jej rodacy są coraz bardziej przerażeni szybko zmieniającym się światem i chętnie raz jeszcze schronią się pod matczyny żakiet pani kanclerz.
To prawda, że niedawno straciła wiele ze swojej popularności z powodu nieodpowiedzialnej decyzji o przyjęciu ponad miliona uchodźców w 2015 roku. Zapłaciła za to złymi wynikami w niedanych wyborach landowych w Meklemburgii-Pomorzu przednim i w Berlinie. Ale już jej w tym roku strumień imigrantów znacząco się zmniejszył. To efekt układu Merkel z Turcją, w którym za sute dotacje prezydent Recep Erdogan zgodził się zatrzymać falę uchodźców.
Skoro wszystko znów układa się stosunkowo nieźle – czy ambitna pani Aniela może już marzyc o pobiciu rekordów długości pobytów Konrada Adenauera i Helmutha Kohla na kanclerskim tronie?
Tak dobrze już nie jest. Wybory do Bundestagu odbędą się najprawdopodobniej we wrześniu 2017, czyli za dziesięć miesięcy. Przez ten czas może się wiele wydarzyć.
Ważne jest, kto będzie jej rywalem z obozu SPD. Na funkcję tę ma ochotę niedźwiedziowaty Sigmar Gabriel, który zyskał właśnie w partii prestiż, dzięki wynegocjowaniu z Merkel jej poparcie dla prezydentury dla socjaldemokraty Steinmeiera. Ale swoje roszczenia do nominacji na kandydata kanclerskiego zgłasza Martin Schulz – znany Polakom z jak najgorszej strony, jako szef parlamentu europejskiego.
Kampanii Sigmara Gabriela – Merkel nie musi się specjalnie obawiać. Jowialny Gabriel nigdy nie był poważnym rywalem dla przebiegłej córki pastora. Ale Schulz to o wiele groźniejszy przeciwnik. Ma coś co łączy go z szefowa chadecji – rządzę władzy i parcie na bramkę.
Jeśli chadecja uzyska w najbliższych wyborach słabszy wynik, niż w 2013 roku – może być różnie. Szczególnie, jeśli w górę wyskoczy najgroźniejszy prawicowy rywal CDU z prawicy – Alternative fűr Deutschland.
, więc wtedy może się ziścić koalicja „Rot-Rot-Grűn. Tak Niemcy nazywają wizję rządowego aliansu SPD z postkomunistami z die Linke i Partią Zielonych.Wystarczy parę udanych ataków terrorystycznych lub jakieś wyjątkowo brutalne zamieszki z udziałem imigrantów – by Niemcy przypomnieli sobie, kto ich „ubogacił” milionem przybyszy z Syrii, Iraku i Afganistanu. A wtedy chęć stabilizacji może zastąpić ochota na nowe twarze.
, ale żaden polityk nie wie, kiedy kończy się jego czas. „Mutti” liczy, że ten koniec będzie dopiero za cztery lata. Czas pokaże, czy nie zawiódł jej polityczny instynkt.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.