Radosław Wojtas: W Polsce żyje ok. 500 tys. pacjentów kardiologicznych z urządzeniami implantowanymi. Chyba nie ma powodu do narzekania na poziom dostępności implantów?
Marcin Grabowski: Jeżeli chodzi o dostępność tych urządzeń, czyli możliwość zabezpieczania pacjentów, którzy mają wskazania do wszczepienia stymulatora serca czy kardiowertera-defibrylatora, to nie mamy powodów do narzekania. Jesteśmy w czołówce krajów europejskich, jeśli chodzi o liczbę wszczepień na milion mieszkańców. Stymulatory serca stosowane są u pacjentów, u których rytm serca jest zbyt wolny, co objawia się np. utratą przytomności. Gdy rytm zanika, taki stymulator pobudza serce do funkcji kurczliwej. Druga grupa urządzeń to kardiowertery-defibrylatory, które stosowane są u pacjentów ze zbyt szybkim rytmem serca, czyli mają częstoskurcze komorowe, migotanie komór. Są to stany bezpośredniego zagrożenia życia. W sytuacji, gdy taki częstoskurcz wystąpi, implant pobudza serce prądem.
Jaką część tych urządzeń można zdalnie monitorować?
Od lat w Polsce wszczepia się urządzenia, które mają możliwość telemonitoringu. Pacjenci noszą więc pod skórą implanty, które są gotowe do tego, by komunikować się z nadajnikiem i wysyłać transmisję. Jest także zła informacja – w Polsce nie wydajemy nadajników tym pacjentom, którym chcielibyśmy je wydawać, a jest to ok. 30 proc. osób, którym wszczepia się implanty. Wiemy bowiem, że są to chorzy szczególnego ryzyka, u których istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że w najbliższym czasie ta transmisja byłaby istotna klinicznie. W Polsce nie refunduje się jednak wydania nadajnika i objęcia pacjenta stałą kontrolą zdalną. Mamy pozytywne oceny tej technologii medycznej, natomiast wciąż nie ma ostatecznej decyzji odnośnie do finansowania tych usług. Negocjacje z Ministerstwem Zdrowia trwają.
Jednak niektórzy pacjenci są objęci telemonitoringiem. Kto za to płaci?
Szpitale. Jeśli mamy do czynienia z pacjentem bardzo wysokiego ryzyka, to zdarza się – choć rzadko, jest to mniej niż 1 proc. wszystkich wszczepień – że szpital podejmuje decyzję o sfinansowaniu wydania i monitoringu nadajnika.
Jakie są korzyści zastosowania implantów z nadajnikami?
Urządzenia implantowane wymagają stałej kontroli. Na wizytach, zazwyczaj mniej więcej co pół roku odczytuje się zapisy z urządzenia. Może być tak, że przez te kilka miesięcy nie działo się nic niepokojącego, ale mogą też być zapisy świadczące o nasileniu objawów niewydolności serca. Urządzenie mogło zarejestrować np. pierwsze napady migotania przedsionków, a jest to sytuacja, w której występują wskazania do natychmiastowej modyfikacji terapii. Jeżeli pacjent jest objęty telemonitoringiem, to możemy zareagować od razu, jeśli nie, to podejmujemy działania dopiero po wizycie kontrolnej, czyli w praktyce czasem kilka miesięcy po pierwszych objawach.
Telemonitoring byłby nie do przecenienia teraz, w dobie pandemii.
Pandemia pokazała, że telemedycyna, a już szczególnie telemonitoring wszczepialnych urządzeń jest zasadny z kilku powodów. Mówimy o osobach z grupy ryzyka, cierpiących na tzw. choroby współistniejące. Gdybyśmy mogli kontrolować zdalnie ich stan zdrowia, pacjenci nie musieliby przychodzić na kontrole i ryzykować, że zarażą się wirusem np. na poczekalni. Przez pewien czas na początku pandemii pacjenci z wszczepianymi urządzeniami byli monitorowani jedynie na zasadzie rozmowy telefonicznej – pytaliśmy ich o samopoczucie, o gojenie ran po wszczepieniu etc. Telemonitoring pozwoliłby natomiast na odczytanie zdalnie wszystkich informacji, które odczytujemy podczas wizyt kontrolnych.
Na urządzenia z nadajnikami czekają również pacjenci po kryptogennych udarach mózgu.
Tak zwane implantowalne rejestratory arytmii czy pętlowe rejestratory arytmii to miniaturowe urządzenia, które wstrzykuje się w okolice serca, a które przez kilka lat co sekunda oceniają rytm serca i wykrywają ewentualne nieprawidłowości. Są one szczególnie ważne dla pacjentów z tzw. kryptogennym udarem mózgu, czyli dla osób, które przeszły udar, a my nie znamy jego przyczyny. U ok. 30 proc. takich osób powodem udaru było bezobjawowe migotanie przedsionków. Takie „kołatanie serca” powoduje, że w sercu powstają skrzepliny przyczyniające się do udaru mózgu. Jeśli rejestrator zapisałby informacje o migotaniu, to wtedy mamy wskazania do rozrzedzania krwi, a zatem zapobiegnięcia kolejnemu udarowi. Dopóki jednak tych wskazań nie ma, dopóty nie możemy rozrzedzać krwi. Niestety i w tym przypadku urządzenia wyposażone w nadajnik nie są refundowane.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.