Łukas z Zboralski : Część mediów straszyła, że katolicka fundamentalistka – czyli pani – zajmuje się teraz jako ekspertka MEN opracowaniem podstawy programowej wychowania do życia w rodzinie. Przecież dotychczasowa podstawa tego przedmiotu szkolnego na każdym etapie jest w zasadzie konserwatywna. To chyba się nie zmieni?
Prof. URSZULA DUDZIAK: To się oczywiście nie zmieniło. Trzeba podkreślić od razu, że nie wszyscy, także w mediach, rozumieją, iż podstawy programowe to zapis tego, co dzieci mają potrafić i wiedzieć po każdym etapie edukacji. Dopiero w oparciu o nie tworzy się bardziej szczegółowe programy nauczania dla nauczycieli i dopiero wówczas powstają podręczniki. Nie można też mylić takich pojęć jak „wychowanie do życia w rodzinie” i „wychowanie seksualne”. Nazwa zajęć realizowanych w szkołach to wychowanie do życia w rodzinie i będą one prowadzone w starszych klasach szkoły podstawowej oraz w szkołach średnich. Wychowanie seksualne jest tylko w pewnym zakresie częścią wychowania do życia w rodzinie. Ustawa, która wprowadziła ten przedmiot w szkołach, zaleciła też, żeby uczyć „o zasadach świadomego i odpowiedzialnego rodzicielstwa, o wartości rodziny, życia w fazie prenatalnej oraz metodach i środkach świadomej prokreacji”.
Niektórzy ludzie żyją przecież inaczej, choćby tworząc związki homoseksualne. Jak o tym powinno się w szkole rozmawiać?
W odniesieniu do dziecka powinniśmy brać pod uwagę kształtowanie jego tożsamości płciowej. Są tematy, które są tematami ludzi dorosłych, czasami ludzi z problemami, niosące wiele znaków zapytania. I trzeba się zastanowić, na ile tymi tematami powinniśmy obciążać dziecko. Zagadnienia seksuologii sądowej, klinicznej itp. to przedmiot specjalizacji psychologów i lekarzy. Młodemu człowiekowi trzeba tworzyć właściwe warunki do rozwoju i wychowania. Trzeba też dostosowywać treści kształcenia do jego możliwości poznawczych i emocjonalnych. A ja mam niepokojące wrażenie, że część osób chce na barki dziecka przerzucić wiele problemów ze świata dorosłych, których ono może jeszcze zupełnie nie udźwignąć. To, że jedna czy druga grupa społeczna czuje się w jakiś sposób nieakceptowana, niedowartościowana lub że ktoś przez kogoś nie czuje się kochany, nie znaczy, iż kontakt z małymi dziećmi ma kompensować te braki dorosłego człowieka czy środowiska. Edukacja nie może mieć nawet cienia presji seksualnej ani molestowania. Nie można w szkole rozdawać broszur o tym, „jak chłopcy mają się całować”. (...)
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.