Ograniczenia w świątyniach, sklepach, zamknięte zakłady kosmetyczne i fryzjerskie – na czas przedświąteczny i same święta – rząd podjął decyzję o dodatkowych obostrzeniach w walce z COVID-19. To dobrze?
Łukasz Warzecha: Myślę, że pewną wskazówką jest to, co zostało także na tej konferencji powiedziane, ale odnośnie przedszkoli. Padło znamienne zdanie, że co prawda nie ma żadnych danych, że żłobki i przedszkola przyczyniają się do transmisji wirusa, ale trzeba je zamknąć, w celu ograniczenia mobilności. Czyli jest jak zawsze – nie wiemy, czy zamknięcie jakichś dziedzin gospodarki przyczyni się do ograniczenia wirusa, ale zamykamy, bo przecież „coś trzeba robić”. Przypominają się słowa piosenki Kazika „Lewy czerwcowy” – „trzeba szybko robić coś konkretnego bo inaczej wywiozą stąd każdego”. I tak jest dokładnie w tym przypadku – nie wiadomo co robić, ale coś trzeba robić, żeby zapobiec większej klęsce. A działanie rządu w sprawie epidemii jest już nie porażką, ale właśnie klęską. Zarówno pod względem gospodarczym, psychologicznym, społecznym, zdrowotnym, jak i pod względem skuteczności walki z epidemią. I obecne zakazy nie trzymają się kupy dokładnie tak samo, jak nie trzymały się poprzednie.
To znaczy?
Jeżeli ogłasza się, że zamknięte zostaną od soboty wielkopowierzchniowe sklepy budowlane, to nie jest trudno przewidzieć, że w piątek w nastąpi szturm na te sklepy, kompletnie bez sensu. A po drugie, że po wprowadzeniu zakazu klienci przerzucą się z tych sklepów wielkopowierzchniowych, jak rozumiem bezpieczniejszych, na sklepy mniejsze, a więc podobno mniej bezpieczne. I wydawałoby się, że to logiczne, ale jak widać dla rządzących nie.
Dość dużym echem odbiła się wypowiedź premiera, który mocno skrytykował prywatną służbę zdrowia, która nie walczy z pandemią.
Mnie uderzyła jeszcze inna wypowiedź premiera, który powiedział, że sytuacja jest bardzo trudna, a więc wszystkie ręce na pokład, czyli nie powinno się władzy krytykować. To jest oczywiście szantaż moralny. Ja się absolutnie na takie postawienie sprawy nie zgadzam. Przesłanie wystąpienia było takie, żeby walki z pandemią nie upolityczniać, a za chwilę szef rządu powiedział, że mówiąc o prywatnej służbie zdrowia miał na myśli nie prywatną służbą zdrowia, a działania polityków Platformy Obywatelskiej. Zaraz po apelu o apolityczność przypuścił więc polityczny atak na opozycję.
Co do słów o prywatnej służbie zdrowia, to po pierwsze są one nieprawdziwe, bo prywatne podmioty też się w walkę z wirusem angażowały. Po drugie porównywanie prywatnej służby zdrowia, czy jakiejkolwiek prywatnej działalności, do publicznej służby zdrowia, która jest w stanie kompletnej zapaści, degrengolady, ciężko inaczej określić niż jako bezczelność. Mówić, że publiczna służba zdrowia stanęła na wysokości zadania i zadziałała może ktoś albo bezczelny, albo całkowicie oderwany od rzeczywistości. Jeszcze niedawno była przecież wielka batalia, by udało się utrzymać operacje w Warszawskim Instytucie Chorób Płuc, operacje pacjentów onkologicznych. Udało się to zrobić rzutem na taśmę. Gdyby się jednak nie udało, to na Mazowszu nie byłoby ani jednego miejsca, w którym można by było przeprowadzić operacje płuc. To najlepiej pokazuje, jak ta państwowa służba zdrowia działa.
Wracając do wprowadzonych obostrzeń. Pana zdaniem, w którą stronę to pójdzie?
Była w trakcie tej konferencji rzecz bardzo niepokojąca. Padło pytanie, co jeśli środki podejmowane w walce z pandemią nie zadziałają. I premier odpowiedział, że „rząd jest przygotowany na każdy wariant”. Czy to oznacza, że już cały czas mamy funkcjonować w tym lockdownie? Że nie będzie wakacji? Ja sobie nie wyobrażam, by ludziom po ty, wszystkim odebrano możliwość wakacji. Odpoczynek jest potrzebny nie tylko dla przyjemności, ale i dla zdrowia. Psychicznego jak i fizycznego. Także dla odporności. Żeby nie było tak, że pandemia się skończy, a ludzie trafiać będą do szpitali już nie z COVID-em, ale ze zwykłym przeziębieniem, bo stracą odporność.
Czytaj też:
Poseł PiS o obostrzeniach: Kłapać dziobem każdy umie. Jako lekarz jeszcze bym przykręcił śrubę