Nie jest przypadkiem, że polskie organizacje „prozwierzęce” większość swych budżetów dostają z krajów, których produkty rolne zdołała Polska w ostatnich latach wyprzeć ze światowych rynków.
Wyraźne i jednoznaczne stwierdzenie wiceministra edukacji, Tomasza Rzymkowskiego, że z punktu widzenia logiki prawa nie może istnieć coś takiego jak „prawa zwierząt”, więc nie powinno się o nich uczyć dzieci, wywołało paroksyzm wściekłości na lewicy i w jej mediach. Wypowiedź ministra wytropili w „Naszym Dzienniku” aktywiści „prozwierzęcych” organizacji i nadali jej wielki rozgłos, zapewne w przekonaniu, że zostanie ona powszechnie odebrana jako kompromitująca dla władzy. Możliwe, że się przeliczyli: dopiero dzięki rozpętanej przeciwko Rzymkowskiemu i całemu MEN kampanii większość Polaków dowiedziała się ze zdumieniem, czego uczone są ich dzieci.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.