Przez ponad rok opozycji (skłóconej, podzielonej, niepotrafiącej wyłonić ze swojego grona charyzmatycznego lidera) nie udało się znaleźć sposobu na podjęcie walki z partią Kaczyńskiego. I to mimo wpadek PiS. Ostatnie wydarzenia wskazują, że opozycja uznała, iż jedynym sposobem na odzyskanie władzy jest kryterium uliczne i obalenie rządu. Uderzające, że włączyła się w tę próbę grupa lewicowych dziennikarzy, z mediów, które po zmianie władzy straciły dofinansowanie ze strony spółek Skarbu Państwa. Dla nich również dziennikarski postulat – swobodnego wykonywania zawodu – okazał się środkiem, a nie celem.
Piątkowy wieczór, 16 grudnia, Warszawa, ulica Wiejska. Kilkutysięczny tłum sympatyków opozycji: KOD, Nowoczesnej, PO i niszowych ugrupowań napiera na policjantów chroniących wejścia do budynków parlamentu. Atmosfera jest gorąca, nie tylko na zewnątrz. Opozycyjni posłowie blokują mównicę sejmową, uniemożliwiając prowadzenie obrad. PiS przenosi prace Sejmu do Sali Kolumnowej. Dochodzi do utarczek słownych, a nawet przepychanek między posłami Markiem Suskim (PiS) i Pawłem Olszewskim (PO).
Wszystko dzieje się pod pretekstem obrony „wolności mediów”, czyli poruszenia wywołanego przez marszałka Marka Kuchcińskiego (PiS). Zapowiedział on nowy regulamin pracy dziennikarzy w Sejmie, który ograniczał pole pracy mediów. Przeciwko pomysłowi Kuchcińskiego zaprotestowało, w liście SDP kilkudziesięciu dziennikarzy politycznych, list protestacyjny wystosowało również 25 redaktorów naczelnych najważniejszych mediów w Polsce, w tym Paweł Lisicki, redaktor naczelny „Do Rzeczy”.
Jednak na ulicy, przed parlamentem, na tej niezbyt spontanicznej – bo zarejestrowanej wcześniej – manifestacji wyraźnie dało się odczuć, że sprawa „wolności mediów” to tylko pretekst. Mało mówi się o mediach, a dużo po prostu o obaleniu rządu Beaty Szydło i zmuszeniu do ustąpienia prezydenta Andrzeja Dudy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.