O Wielkiej Wojnie
  • Marek Jan ChodakiewiczAutor:Marek Jan Chodakiewicz

O Wielkiej Wojnie

Dodano: 
Żołnierze US Army świętują ogłoszenie zawieszenia broni, 11 listopada 1918 roku.
Żołnierze US Army świętują ogłoszenie zawieszenia broni, 11 listopada 1918 roku. Źródło: Wikimedia Commons / US Army
W zasadzie skończyliśmy już z Mariuszem Bechtą pracę o Pińsku na początku wieku XX., ale jak zawsze potrzebny jest kontekst. Dużo miejsca zajmują rozważania o rewolucji, ale również o I wojnie generalnie – z uwzględnieniem szczególnym oczywiście frontu wschodniego i Polski.

Żeby to wszystko zilustrować wybrałem garść cytatów odpowiednich. Właściwie każdy jest z innego źródła.

Najpierw list Zygmunta hr. Krasińskiego do Jana hr. Zamoyskiego, kwiecień 1856: “Nie, mój kochany, dobrzy ludzie dla nas nic nie zrobią. Minie jeszcze wiele lat męk i cierpień bez liku, naród nasz wycierpi tak straszne katusze, że o nich nie śniło się dotąd nikomu, ale po wielu latach przyjdzie wielka wojna, w której wezmą wszystkie państwa Europy, która głównie będzie się toczyła w naszym kraju, i kraj, jak długi i szeroki, spłynie łzami i krwią. Zniszczenie, pożogi, wyludnienie, wszelkiego rodzaju męki przejdą wszystko, co naród nasz dotychczas wycierpiał. Ale wówczas Bóg, na pohańbienie dobrych ludzi, a na większą swoją chwałę, każe szatanowi odbudować Polskę i ci, którzy ją rozszarpali, będą walczyć na drgających jej członkach, wyrywając ją sobie nawzajem i licytując się, kto uczyni więcej dla jej wskrzeszenia”.

Mała dygresja tutaj. Pamiętam jak mój wujek Krzyś Cieszewski zaczął się fascynować Krasińskim z 45 lat temu. Było to pod wpływem mego ojca, który go zachęcił do czytania Wieszcza. Wujek Krzysio był wtedy w Studenckim Komitecie Solidarności w Krakowie. SKS anarchizował jako reakcja na centralizację komuny. A tutaj Krasiński. Wujek Krzysko się zachwycał: on przewidział komunizm! I przewidział mechanizmy I wojny światowej. Faktycznie. A teraz inni.

Profesor Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, Wiktor Sukiennicki na emigracji pisał: „W wigilię I wojny światowej istnienie zarówno byłej Rzeczypospolitej jak i zastrzeżenia [o konieczności zjednoczenia wszystkich jej ziem] zawartego w traktacie z 1815 r. zostało całkowicie zapomniane; zachodnia granica Imperium Rosyjskiego była uznawana za pełnoprawną a rosyjskie problemy wewnętrzne były uznawane za bycie nieważnymi dla spraw międzynarodowych”.

Premier Rosji Sergei Witte tak stwierdził w październiku 1905 r., czyli na gorąco obserwując wydarzenia: “Rosyjski bunt, bezmyślny i bezlitosny, zmiecie wszystko, zamieni wszystko w pył. Jaka Rosja z tego wynurzy się z tego bezprecedensowego testu przechodzi ludzką wyobraźnię: okropieństwa rosyjskiego buntu mogą przebić wszystko znane historii. Jest możliwe, że obca interwencja rozerwie kraj. Próby wdrożenia w życie ideałów teoretycznego socjalizmu spalą na panewce, ale bez wątpienia będzie się próbować to osiągnąć – zniszczą one rodzinę, wyraz wiary religijnej, własność prywatną, oraz wszelkie fundamenty prawa”. Czyli też przewidział. Niestety.

Współczesny politolog Jörg Brechtefeld tłumaczył o ekspansji niemieckiej, że „jako baza gospodarcza Mitteleuropa pomóc miała Niemcom przeżyć tę walkę. Pan-Germańskie myślenie i żądania stanowiły mieszankę, na którą składała się koncepcja darwinizmu społecznego Ernesta Hackela, pisarstwo Paula de Lagarde o folklorze niemieckim (Deutschtum), oraz pomysły geopolityczne Friedricha Ratzela o ‘Lebensraum’. Z filozoficznego punktu widzenia, spopularyzowana wersja ‘Nadczłowieka’, ‘Narodu Panów’ oraz ‘woli do potęgi’ połączyły się z poglądami pan-germańskimi. Do początku wieku [XX] ekonomiczne i kulturowe element publicznej debaty o Mitteleuropa zlały się z Wielkogermańskimi sentymentami tego okresu”.

System zazębiających się sojuszy bez mechanizmu deeskalacji były ważnym powodem dlaczego wybuchła wojna. W sierpniu 1914 r., gdy zaczynały się zapasy, Sir Edward Gray, British Foreign Secretary, ze smutkiem zaobserwował: “Latarnie gasną w całej Europie. Już ich nie zobaczymy za naszego żywota”. I też miał rację.

Badacz niemiecki Jochen Böhler odnotował, że “z powodu ich wyćwiczenia i służby sprawie, za którą walczyły, polskie jednostki czasami pokazywały większego ducha niż ich towarzysze z armii cesarskich. Mimo tego, bez względu na ich wartość symboliczną i często heroiczne przewagi wojenne, ich dokonania w polu nie miały wielkiego wpływu na wynik wojny.... Jakby nie było – ten poszarpany skład skonfudowanych sił, które jako same na swój użytek twierdziły, że reprezentują naród polski w rzeczywistości nie wiele znaczył przed osiągnięciem niepodległości. W trakcie Wielkiej Wojny, większość polskojęzycznych mężczyzn zdolnych do noszenia broni to chłopi, których wcielono do armii cesarskich. I mimo, że istniała wśród nich… ‘prymitywna’ forma świadomości narodowej – przywiązanie do ich języka, religii, miast, oraz mikro-kultury – ich nastawienie do stworzenia państw-narodowych po Wielkiej Wojnie było trudne do przewidzenia”.

Tymczasem Generał Erich Ludendorff, jeden z wiodących niemieckich dowódców, wyraził się bardziej dosadnie w raporcie z 17 lipca 1916 r.: “Austryjacy nie przestają zachowywać się jak świnie. Ich żołnierze już nie wytrzymują, jak pokazały smutne wypadki ostatnich dni. Zwracam się oczyma na Polaków. Polak to dobry żołnierz. Jeśli Austria padnie, to wtedy musimy dostarczyć sobie nowe siły. Stwórzmy więc Wielkie Księstwo Polskie z Warszawą i Lublinem, a potem polską armię pod niemieckim dowództwem”.

Rosyjski, syjonistyczno-lewicowy pisarz i działacz społeczny S. Ansky tak pisał o Galicji wschodniej w 1916 r.: „A im dalej się podróżowało, tym większe zniszczenie: spalone miasta, zmiażdrzone, starte z powierzchni ziemi. Widząc je, wiadomo było, że te miejscowości nie tylko zostały spalone. Okrótna i krwawa burza zagłady przeorała je – huragan szaleństwa. Zdawało się, że rozwalone, rozbite, porozbijane szkielety domów same w sobie stanowiły ducha wojny, który, przewalając się przez te tereny w swoim ślepym okrucieństwie zamarzł jak skamieniałe zwłoki”.

Brytyjski marksistowski naukowiec Norman Stone podał, że “Cios zadany austryjackiemu duchowi bojowemu był ostateczny. Od tej pory żołnierze austryjaccy walczyli ze stałym poczuciem niższości, a strata pozycji, które powszechnie uważano za nie do zdobycia zaprowadziła do głębokiej utraty wiary w dowódców i w fortyfikacje wszelkiego rodzaju. Od tej pory armia austryjacka była użyteczna tylko do tego stopnia, że można było ją połączyć z Niemcami – co działo się coraz częściej, nawet do tego stopnia, że kompanie austryjackich i niemieckich żołnierzy łączono aby tworzyć pomieszane bataliony. Prawdopodobnie nie jest przesadą stwierdzić, że armia austryjacka przeżyła dzięki łasce pruskiego sierżanta”.

A w 1917 r., według historyka litewskiego Vejasa G. Liuleviciusa – „Zachód: mężczyźni i maszyny walczą w zdewastowanym krajobrazie okopów. W przeciwności do tego doświadczenie Frontu Wschodniego było całkiem inne. Jego cechy naczelne to walka przeciwko niewidzialnym wrogom – nudzie i alienacji, zgubienie się w krajobrazie, zmienienie się w tubylca. Przebywanie na wschodzie to walka o społeczność i tożsamość na wielkich przestrzeniach”. To dotyczyło naturalnie Niemców i ich sojuszników. W Rosji tymczasem rozwijało się piekło, którego panami stali się wnet bolszewicy.

Generał Max Hoffman, reprezentant wojsk niemieckich podczas negocjacji z bolszewikami w Brześciu otwarcie przyznał: „Ponieważ uważałem niepodległe Państwo Polskie za Utopię, i wciąż podtrzymuję taką opinię, nie zwlekałem z obiecywaniem Ukraińcom mego wsparcie jeśli chodzi o Chełmszczyznę”.

Ottokar Theobald Otto Maria hr. Czernin von und zu Chudenitz, minister spraw zagranicznych Austro-Węgier, zgodził się na kolejny rozbiór Polski bowiem nad imperium Habsburgów zawisło widmo śmierci głodowej. Miano nadzieję, że żywność przyjdzie w wielkiej ilości z Ukrainy, stąd konieczność przekupienia Ukraińców ziemiami starej RP: „Kwestię Galicji Wschodniej zostawię ministerstwu austryjackiemu; musi to być zdecydowane we Wiedniu. Kwestię Chełma biorę na siebie… Nie mogę, nie śmię, przypatrywać się jak setki tysięcy głoduje aby utrzymać sympatię Polaków, tak długo jak jest sposób temu zaradzić”.

W tym kontekście muszę zacytować ponownie prof. Sukiennickiego: “Podczas omawiania ‘raczej obszernego’ kwestii Chełma, autor [z brytyjskiego Foreign Office]... stwierdził: ‘wpływ polski jest najsilniejszy w cywilizacji tego regionu, ale nie próbował on siłowo narzucić się na Małorusinów [Ukraińców].’... W rzeczywistości, jednak, podobna zasada polityczna była stosowana nie tylko w rejonie Chełma ale na całym obszarze Rzeczypospolitej, a to tłumaczy rzekomą polską ‘porażkę’ w kwestii asymilacji Rusi i Ukrainy. Mówiąc wprost, stara Rzeczypospolita nie usiłowała siłowo narzucić swym obywatelom żadnej ostatecznej cywilizacji; tym sposobem bez wątpliwości działała antagonistycznie w stosunku do teorii i praktyki swoich wschodnich i zachodnich sąsiadów, a – w końcu – została zniszczona przez ich bardziej wydolne zcentralizowane, i.e., autokratyczne, rządy i armie”.

Nadchodziła klęska zawieszenia broni na zachodzie. Były prezydent USA Theodore Roosevelt, 23 października 1918 r. grzmiał: „Podyktujmy pokój waleniem z karabinów, a nie pogaduszkami o pokoju akompaniowanymi stukaniem w maszynę do pisania”.

Generał John Pershing, głównodowodzący Sił Ekspedycyjnych USA w Europie, dodawał 25 października 1918 r.: “Możemy osiągnąć całkowite zwycięstwo poprzez kontynuację wojny aż wymusimy na Niemcach bezwarunkową kapitulację”.

Dodajmy, że dokładnie to samo doradzał Roman Dmowski.

Generał Douglas Haig, głównodowodzący sił brytyjskich na froncie zachodnim, 19 październik 1918 r. z żalem opowiedział, że: „Pan Balfour mówił o porzuceniu Polaków i ludów Europy wschodniej, lecz premier [David Lloyd George] podzielił się opinią, że nie możemy spodziewać się, że Brytyjczycy nadal będą poświęcać swoje życie za Polaków”.

Badacz niemiecki Klaus Richter przyznał, że „I wojna światowa transformowała structurę demograficzną Europy środkowo-wschodnią jak żadne inne uprzednie wydażenie historyczne”.

13 maja 1921 r. premier brytyjski David Lloyd George, wściekły, że wybuchło III powstanie śląskie, uderzył w swego ulubionego chłopca do bicia – Rzeczypospolitą. „Nie czekając na dyskusje między rządami ludność polska… podjęła powstanie... i spowodowała dla nas trudną sytuację przez ten fait accompli. Tak się sprawy mają. Jest to całkowity bunt przeciwko Traktatowi Wersalskiemu... Może jest to zły traktat, może ostry traktat, ale ostatnim krajem w Europie, który ma prawo do skarżenia się na ten temat to Polska”. W Berlinie słowa te zostały odebrane jako brytyjskie poparcie dla zmiażdrzenia III powstania śląskiego. Ale słowa te odzwierciedlają generalnie wrogie podejście angielskich liberałów do sprawy polskiej w czasie wojny i po niej.

I tak mogę jeszcze na kilkaset stron, bo praca ma prawie tysiąc.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także