Doznania, które opisują ludzie wracający ze stanu śmierci klinicznej, są znane od dawna. W naszych czasach wzrosła ich liczba, gdyż wynaleziono metody ożywiania w szpitalach pacjentów zapadających w zgon. Ma je od 10 do 20 proc. ludzi bliskich śmierci. Na ogół są przyjemne, strasznych jest mniej. Na stałe zmieniają światopogląd pacjentów. Po wglądzie „tam” rosną ich uduchowienie, troska o innych, natomiast maleją lęk przed śmiercią, materializm i chęć rywalizacji. Im bliżej konający znajduje się śmierci, tym ma bliżej do Boga w postaci jasnego światła. Ludzie realnie bliscy śmierci, a nie tylko przestraszeni np. w nagłym wypadku, częściej widują zmarłych. 82 proc. badanych sądzi, że trwale przeżyje swą śmierć, kiedy nadejdzie. (...)
Opis takich doznań nie razi, gdy je podaje mistyk, ale budzi zażenowanie w opowieści naukowca. Przekracza bowiem granicę między sacrum i profanum. Moim zdaniem ta granica została ustanowiona z poczucia bezradności. Skoro nauka nie mogła udowodnić istnienia „tamtego świata”, to ludzie wiary próbowali zniechęcać do naukowego podejścia do tych zjawisk, ażeby ich nie podważać.(...)
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.