W niedzielę na Placu Zamkowym w Warszawie odbyła się manifestacja pod hasłem "ZostajeMY w UE". Została ona zwołana przez lidera PO Donalda Tuska jako wyraz sprzeciwu wobec wyroku TK oraz wobec rzekomej chęci wyprowadzenia Polski z Unii Europejskiej. Podczas manifestacji głos zabrały między innymi uczestniczki Powstania Warszawskiego Wanda Traczyk-Stawska i Anna Przedpełska-Trzeciakowska. Później pojawiły się głosy, że zostały one wykorzystane politycznie lub zmuszone do wygłoszenia przemówień.
"Mam coś do powiedzenia"
– Jakby mnie nie wpuścili, to bym też przyszła, pewnie przez jakiś płot i przyszła, bo mam coś do powiedzenia. Mam do powiedzenia całej Polsce wiadomość, że musimy w tej chwili być czujni, bo nie możemy dać się wyprowadzić z Unii w żadnym razie – oświadczyła Traczyk-Stawska na antenie TVN24.
Według niej, takie niebezpieczeństwo "jest realne w tej chwili": – Ponieważ zawarliśmy umowę z Unią, w której mamy być podporządkowani prawu, które obowiązuje w Unii. A nasi, w tej chwili, władcy uważają, że to oni mają prawo być tym państwem jednym albo wyjątkowym, któremu się należą specjalne względy i ma być nasze prawo wyższe niż prawo Unii.
– To, że chcą nas wyprowadzić z Unii, jest dla mnie największą groźbą. Bo my jesteśmy "mucha na słonia". Putin ma tak doskonale wyszkolone wojsko, tak świetnie zaopatrzone, tak mające ogromne doświadczenie w walkach na wielu rożnych kontynentach, że my tu jesteśmy – jako państwo polskie, gdzie jest tylko 38 milionów ludzi – właściwie do połknięcia – podkreślała żołnierka AK.
Czytaj też:
"Chyba pan żartuje". Kowal kontra Rymanowski