Zdarzyło mi się być pośrednim świadkiem takiej sytuacji: w jednym z mediów, postrzeganych jako „PiS-owskie”, gościł pewien wiceminister. Jego wizyta nie miała związku z planowaną przez rząd reformą – tą właśnie, która obecnie jest wprowadzana – ale pracownik stacji skorzystał z okazji, by wypytać go „off the record”, czy rząd zdaje sobie sprawę, jakie ta wielka reforma, pchana kolanem na zasadzie „jakoś to będzie”, a widać przecież, że jest niedopracowana, zacznie wkrótce generować problemy. Polityk obruszył się i omalże skrzyczał dziennikarza, używając argumentu, że tak to mówią w TVN, ale tu, wśród swoich, usłyszeć „czegoś takiego” się nie spodziewał. Co ważniejsze – okazało się, że po programie zadzwonił do szefa wykazującego grzeszne wątpliwości dziennikarza i naskarżył na niego.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.