Balli Marzec pochodzi z Kazachstanu. Swojego męża poznała na studiach na Politechnice w Moskwie. Przez dwa lata nie mogła przyjechać do Polski, ponieważ nie otrzymywała pozwolenia od władz sowieckich – nigdy nie podawano przyczyny odmowy na piśmie. Jej mąż zobaczył swojego synka, kiedy ten miał już prawie dwa lata.
JERZY DĄBROWSKI: Co spowodowało, że postanowiła pani związać swoją przyszłość z opozycją w Kazachstanie?
BALLI MARZEC:W 2002 r., będąc już w Warszawie, z grupą emigrantów z Kazachstanu założyliśmy stowarzyszenie Wspólnota Kazachska. W czasie wizyty Nazarbajewa, ówczesnego prezydenta Kazachstanu, w Polsce w 2004 r. jako Kazaszka mieszkająca w Polsce otrzymałam zaproszenie do Sejmu na spotkanie z delegacją z Kazachstanu. Obstawa Nazarbajewa poprosiła straż marszałkowską, aby usunąć nas z sali kolumnowej. Nie dałam się wyrzucić. Przez cały czas byłam pilnowana przez funkcjonariusza BOR. Czułam się bardzo upokorzona. Był ze mną mój synek, który widząc to wszystko, popłakał się i zapytał: „Mamo, po co tu przyszliśmy?”. To był moment przełomowy, kiedy pomyślałam, że jeśli władza Kazachstanu tak brutalnie postępuje ze swoimi rodakami za granicą, to co oni robią z ludźmi w kraju?! Najbardziej mnie bolało, że władze Kazachstanu rękami polskich służb próbowały mnie wyrzucić z polskiego Sejmu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.