DoRzeczy.pl: Polska gospodarka do 2030 roku może wydać nawet 2,6 bln złotych na wdrożenie założeń klimatycznych w ramach ''Fit for 55''. Co Pani powie na te kwoty?
Anna Zalewska: Alarmuję i mówię o tym od ponad roku. Byłam jedną z siedmiu osób, które pracowały przy Prawie Klimatycznym, gdzie z grubsza pojawiły się pierwsze wyliczenia Komisji Europejskiej. Sugerowały one armagedon, który jest przed Polską oraz całą Unią Europejską. Wszystkie zmiany są policzalne, ale one są otwarte, tak jak otwarty jest EU ETS, który według obliczeń KE miał w roku 2030 mieć wartość około 60 euro, a już mamy 90 euro. Jednocześnie raport analityków Pekao SA nie widzi jeszcze tego, co mogłoby się wydarzyć.
Na przykład czego?
Bezrobocia, migracji wewnętrznej, emigracji, oraz tego wszystkiego, co niesie za sobą niestabilność gospodarki. Cieszę się, że ten raport jest, ponieważ wesprze on rząd w jedynej słusznej decyzji, czyli wetowania wszystkiego co można zawetować.
A co można?
W tym pakiecie jest co najmniej pięć dokumentów, będących kręgosłupem ''Fit for 55'', które trzeba zawetować. Nie negocjować, czy zastanawiać się, czy coś za coś możemy dostać. Należy ten pakiet zawetować.
Opozycja jednak twierdzi, że wysokie ceny prądy są spowodowane złą polityką rządu i zbyt małymi nakładami na energię odnawialną. Jak pani odpowie na takie zarzuty?
Wydano ogromne pieniądze na transformację energetyczną i byłoby dobrze, gdyby przedstawiciele opozycji zapytali Ministerstwo Klimatu o szczegóły. Wówczas otrzymają precyzyjne wyliczenia, dlatego, że to są nie tylko różnego rodzaju opłaty osłonowe, dla obywateli zagrożonych ubóstwem energetycznym, ale też projekty związane z ''Moim prądem'', czy ''Moją wodą'', czystym powietrzem, płytami fotowoltaicznymi, czy elektrowniami wiatrowymi. W rekordowych sumach wspieraliśmy modernizację sieci przesyłowe, co doprowadziło do wywiązania się z Pakietu Klimatyczno-Energetycznego z 2008 roku, kiedy mieliśmy uzyskać 15 proc. w miksie energii odnawialnej. Takie rzeczy miały miejsce, dlatego opozycja absolutnie nie ma racji.
Kluczem tutaj jest dyrektywa z 2014 roku, gdzie była potrzeba jednomyślności. W marcu i październiku Donald Tusk, który był premierem, wiedząc czym może skutkować ta dyrektywa (która pozwoliła na usuwanie z rynku uprawnień bo były za tanie), zgodził się na nią, i za tę cenę w grudniu został przewodniczącym Rady Europejskiej. W dyrektywie z 2009 roku mamy zapis, że w roku 2023 ceny gazu będą uwolnione. Mogłabym mnożyć tę beztroskę jeżeli chodzi o podejmowanie różnego rodzaju dyrektyw i zgody z czasów rządów PO-PSL.
Czytaj też:
Kowalski: Tusk i Pawlak mówią głosem GazpromuCzytaj też:
Jakubiak: Niemcy atakują Polskę, bo się im na to pozwala
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.