Czy Mariusz Błaszczak byłby lepszym premierem i szefem partii niż Mateusz Morawiecki, którego dotąd rozpatrywano jako głównego pretendenta do przejęcia politycznej schedy po Jarosławie Kaczyńskim? To pytanie, które co jakiś czas wraca i za każdym razem elektryzuje polityków PiS, a przede wszystkim otoczenie obecnego premiera, które uwierzyło, że Morawiecki jest jedynym, którego Jarosław Kaczyński bierze pod uwagę jako swojego następcę. Dotychczasowe teorie, że to Błaszczak jako jeden z najbardziej zaufanych polityków Kaczyńskiego mógłby w kryzysowej sytuacji zastąpić Morawieckiego w fotelu premiera, opierały się na luźnych spekulacjach, anonimowych opiniach i relacjach.
Ostatnia głośna wypowiedź samego Kaczyńskiego nadała im jednak zupełnie inną rangę. Prezes PiS w wywiadzie dla TVP, informując o swoim odejściu z rządu i o tym, że funkcję wicepremiera i sze - fa Komitetu ds. Bezpieczeństwa przejmie po nim Błaszczak, dodał tajemniczo, że zastąpi go „pod każdym względem”. – Sądzę też, chociaż to nie jest jeszcze ten moment, w którym mogę to publicznie ogłaszać, że Mariusz Błaszczak zastąpi mnie pod każdym względem, także jeżeli chodzi o wszystkie funkcje – stwierdził, uruchamiając lawinę domy - słów.
Bardziej doświadczeni politycy PiS uznali, że to celowa zagrywka prezesa, mająca na celu sprawienie, by nikt nie czuł się zbyt pewnie w roli delfina. – To było skierowane do Mateusza i jego otoczenia, bo wojna na Ukrainie i aktywność premiera z tym związana sprawiły, że znów poczuli się nie do zastąpienia. Co jakiś czas prezes musi więc przypominać, że nie powiedział jeszcze ostat - niego słowa, a to, że ceni i prywatnie lubi Morawieckiego, nie oznacza, że odda mu przywództwo na prawicy i że ta decy - zja już zapadła – opowiada nam jeden z polityków.
Prezes mieszka w kotle
Pojawiły się jednak także głosy, że to przygotowywanie gruntu pod to, co może się wydarzyć. Jeszcze przed wybuchem wojny na Ukrainie, gdy notowania Morawieckiego były słabe m.in. za sprawą Polskiego Ładu, mówiło się w PiS, że Błaszczak jest szykowany przez Kaczyńskiego jako wyjście awaryjne, gdyby przed wyborami trzeba było zrobić nowe otwarcie i ruszyć do kampanii z nową twarzą. Atak Rosji na Ukrainę politycznie zmienił jednak wszystko, przede wszystkim wzmocnił pozycję Morawieckiego, przenosząc w cień wszystkie jego problemy, a wysuwając na pierwszy plan zaangażowanie i aktywność w sprawie pomocy dla Ukrainy. Wspólna wyprawa z Kaczyńskim i premierami Czech i Słowenii do Kijowa została odczytana jako jasny sygnał, komu aktualnie ufa i na kogo stawia prezes PiS.