15 kwietnia Polska, cztery miesiące przed innymi państwami Unii Europejskiej, wprowadziła embargo na import węgla z Rosji. Stało się tak, mimo że premier Mateusz Morawiecki musiał wiedzieć, jak wynika z listu minister Anny Moskwy, że Polska nie ma wystarczających zapasów tego surowca. Był to zatem swego rodzaju skok na główkę do pustego basenu. W rezultacie od kilku dni (trzy miesiące od fatalnej w skutkach decyzji!) premier zaczął dwoić się i troić, żeby znaleźć wyjście z pułapki, w której sam się radośnie zatrzasnął. A to wzywa do zdobycia węgla spółki Skarbu Państwa, a to ogłasza plan dopłat, a to ustala ceny. Co by jednak zrobił, koszmar nie chce zniknąć i wszystko wskazuje na to, że kilku milionów ton węgla w Polsce zabraknie. Jakie mogą być skutki?
Po pierwsze, nic nie wskazuje na to, by polskie embargo w jakikolwiek sposób wpłynęło na sprawność rosyjskiej machiny wojennej.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.