Ziemkiewicz: Wojna Berlina
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Ziemkiewicz: Wojna Berlina

Dodano: 
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz Źródło: PAP/EPA / CLEMENS BILAN
„Kto rozbija jedność Unii Europejskiej w obliczu agresji Putina na Ukrainę, działa na rzecz agresora” – oto chyba największa i zarazem najczęściej powtarzana z propagandowych bzdur w dyskursie „proeuropejskiej” liberalnej lewicy.

Wyobraźmy sobie, że już przed rozpoczęciem przez Rosję „operacji specjalnej” dokonało się zapowiedziane właśnie przez Olafa Scholza przejęcie „odpowiedzialności za Europę” przez Niemcy i że kanclerz Niemiec nie jest już jednym z wielu przywódców europejskich państw, choćby najbardziej w Unii wpływowych, ale de facto liderem „stanów zjednoczonych Europy”, których budowę do grudnia 2025 r. zapowiedział pięć lat temu jego partyjny kolega Martin Schulz, i że swojej polityki wobec Ukrainy nie musi z nikim uzgadniać, może poza prezydentem Francji Macronem.

Doprawdy, czy byłoby to dla Putina niekorzystne? Żeby tak twierdzić, trzeba być zupełnie uodpornionym na fakty idiotą – albo cynicznym, najemnym łgarzem. W większości wypadków podejrzewam to drugie. Tym bardziej że demagogia ta służy łamaniu oporu przed uzurpowaniem sobie przez Unię, metodą faktów dokonanych i wbrew traktatom, kompetencji, których nikt nigdy im nie dał – europejskiego rządu, parlamentu i sądu najwyższego ponad rządami, parlamentami i sądami krajów członkowskich. Polska postrzegana jest jako główna przeszkoda w tym procesie i dlatego złamanie naszego oporu stało się wręcz obsesją eurokratów.

Polskie władze naiwnie wyobrażały sobie, że wojna na Ukrainie i przyjęcie milionów uchodźców automatycznie spowodują zdjęcie federacyjnych projektów z unijnej agendy i w połączeniu z polskimi ustępstwami – na czele z podpisaniem KPO – skłoni Komisję Europejską do „odpuszczenia” polskiemu rządowi. Nic podobnego nie nastąpiło, przeciwnie.

Ocena polskiej uległości

Kolejni unijni komisarze – po Věrze Jourovej w minionym tygodniu powtórzył to Didier Reynders – zapowiadają w tonie kategorycznym, że „Polska nie może liczyć na żaden wojenny rabat” i że żadnych pieniędzy nie dostanie dopóty, dopóki nie spełni „kamieni milowych” w stopniu uznanym przez KE za satysfakcjonujący; przy czym nie określono żadnych konkretnych warunków ani nawet kryteriów oceny, kiedy polska uległość stanie się wystarczająco satysfakcjonująca.

Komisja Europejska wysłała jednak bardzo wyraźny sygnał, otwierając „drugi etap procedury naruszeniowej” przeciwko Polsce w sprawie wyroku Trybunału Konstytucyjnego stwierdzającego nadrzędność Konstytucji RP nad orzeczeniami TSUE poza obszarami, w których traktatowo delegowaliśmy kompetencje na instytucje wspólnotowe.

O tym, do jakiego stopnia jest to bezprawne, a także groteskowe, zważywszy, że wyrok ten jest nie tylko logiczną i jedyną możliwą konsekwencją całego dotychczasowego orzecznictwa TK, lecz także zgodny z wieloma orzeczeniami sądów konstytucyjnych Niemiec, Francji, Hiszpanii, Włoch i kilku mniejszych krajów, pisaliśmy wielokrotnie.

Cały artykuł dostępny jest w 30/2022 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także