Raczej ma mniej na koncie niż niejeden Rockefeller, ale jest co najmniej tak samo znany, jak każdy członek tego klanu. Gerhard Schröder, były kanclerz Niemiec, niegdyś wpływowy niemiecki polityk, dziś rosyjski lobbysta o słabnącej sile przebicia, zasługuje na nową, obszerną monografię. Na jego temat pisano wiele, krytycznie i panegirycznie, z zachwytem i nie kryjąc rozczarowania, ale ta monografia dotąd się nie ukazała na bogatym niemieckim rynku wydawniczym. Tymczasem Niemcy na nią czekają z pewnym niepokojem. O Konradzie Adenauerze mówiono, że trzeba go było wynieść z Urzędu Kanclerskiego, o Ludwigu Erhardzie, że go wypchnięto z gabinetu, Willy’ego Brandta zmuszono do ustąpienia, Helmut Kohl uległ skandalom, a Gerhard Schröder sam się wymanewrował na manowce polityki (jak było z Angelą Merkel, wszyscy pamiętają). Tak pisze Peter Zudeick w swej książce pod nieprzetłumaczalnym na żaden język, spunerystycznym tytułem „Verbrandt, verkohlt und ausgemerkelt”, o końcu karier niemieckich kanclerzy (Westend Verlag 2021, s. 218). Schröder tym się różni od swych współlokatorów z Urzędu Kanclerskiego, że jego kariera trwa nadal, aczkolwiek w innym miejscu, budząc u jednych zazdrość, u drugich obrzydzenie.
TEMPO IŚCIE NIEMIECKIE
18 września minęło 17 lat, od kiedy to „Gerd” Schröder przegrał wybory do Bundestagu. 22 listopada 2005 r. gwiazdor niemieckiej esdecji opróżnił fotel kanclerski dla Angeli Merkel (notabene swego czasu też przyjaciółki Władimira Putina, od którego dostała przechowywany w jej gabinecie konterfekt carycy Katarzyny II, przez sympatyków zwanej Wielką, odtwórczyni roli głównej w operacji rozbiorów Polski).
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.