„Dlaczego Polska żąda od Rosji 30 milionów rubli w złocie?” – na to pytanie udziela swojej odpowiedzi Bondarenko w felietonie opublikowanym na stronie internetowej tygodnika „Argumenty i Fakty”. Punktem wyjścia do tekstu jest niedawna wypowiedź posła PiS Jana Mosińskiego, który wyliczył, że Rosja powinna wypłacić Polsce rzeczoną sumę za niedotrzymanie postanowień traktatu ryskiego. Jednak dyrektor instytucji, powołanej pięć lat temu w celu prowadzenia dialogu z Polską, w swoim felietonie nie ograniczył się do polemiki z żądaniem reparacji od Moskwy, skrytykował natomiast ogół działań polskiego rządu na arenie międzynarodowej. Jego zdaniem Warszawa „w ciągu kilku miesięcy pokłóciła się z Niemcami i Francją”. Spór z europejskimi potęgami jest faktem. Inna sprawa, że Bondarenko w tym konflikcie jednoznacznie przyznaje rację przeciwnikom Warszawy. Nie zauważa – albo nie chce zauważać – buty i arogancji francuskiego prezydenta, oburzając się jednocześnie na rzekomo ostry język Beaty Szydło. „Kiedy Macron przypomniał, że Polska nie wypełnia swoich zobowiązań wobec UE, polska premier w obraźliwej formie wypowiedziała się na temat osobistych cech francuskiego przywódcy” – pisze dyrektor Rosyjsko-Polskiego Centrum Dialogu i Porozumienia. Tym samym liderzy Unii po raz kolejny zyskują na Kremlu sojusznika w sporze z Polską.
Lwów w paszporcie gorszy od rosyjskiego Krymu
Dalej Bondarenko krytykuje rząd PiS za rozpętanie konfliktu z Litwą i Ukrainą. A konkretnie za pomysł, by na paszportach umieścić wizerunki należących kiedyś do Polski Wilna i Lwowa. Ten argument wygląda wyjątkowo zabawnie pod piórem urzędnika państwa, które okupuje część terytorium Ukrainy. Być może cmentarz Orląt Lwowskich na polskim paszporcie to jednak bardziej konfrontacyjny wobec Ukrainy gest niż rosyjskie wojska na Krymie? Zdaniem autora, najwyraźniej tak jest. Bondarenko przywołuje też, niestety, zasadne argumenty. Takie jak ten, że Polska weszła w konflikt z Gruzją, przyjmując na swoim terytorium skompromitowanego byłego prezydenta Micheila Saakaszwili, którego w rodzinnym kraju czeka sąd za nadużycia władzy. Tu nie sposób rosyjskiemu urzędnikowi nie przyznać racji.
Ta jaskółka jednak nie czyni wiosny, urzędowy „dialog” rosyjsko-polski pod egidą Bondarenki wciąż ma – z reguły! - tyle z dialogiem wspólnego, ile organ prasowy „Prawda” z prawdą. „Co się tyczy roszczeń wobec Federacji Rosyjskiej, są one całkowicie absurdalne” – pisze Jurij Bondarenko. Przyznaje przy tym, że Rosja sowiecka nie wypłaciła Polsce ustalonej traktatem ryskim sumy 30 milionów rubli w złocie. Znajduje jednak uzasadnienie. Otóż, nie dostaliśmy reparacji dlatego, że ówczesne polskie władze jakoby nie wypełniły swoich zobowiązań wynikających z traktatu: „nie zaprzestała antysowieckiej propagandy, nie stworzyła organów samorządu dla Białorusinów”. Chyba nie trzeba dodawać, że obywatele Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej tym bardziej, pisząc eufemistycznie, nie otrzymali od Moskwy możliwości samostanowienia na poziomie samorządów. W kolejnym akapicie Bondarenko znów jednak używa argumentu, który powinien szczerze zawstydzić apologetów II RP. Przypomina bowiem o skandalicznej praktyce burzenia cerkwi na zachodniej Ukrainie i zachodniej Białorusi. Praktyce, która z pewnością częściowo przyczyniła się do faktu, że Białorusini i Ukraińcy we wrześniu 1939 tak podatni byli na antypolską propagandę „wyzwolicieli” ze Wschodu…
„Niewdzięczni Polacy!”
„Wcześniej wypominali nam wydarzenia II wojny światowej, teraz traktat ryski. W takim tempie polskie władze dojdą do czasów napoleońskich, a nawet i do lat Wielkiej Smuty. Nie zdziwię się, jeśli niedługo zgłoszą pretensje w sprawie Iwana Susanina, który ośmielił się zaprowadzić wspaniałych polskich szlachciców na kostromskie bagna (Susanin to rosyjski chłop, który wg legendy w 1612 roku został wynajęty przez polski oddział jako przewodnik. Nie chcąc pomóc w odnalezieniu kryjówki cara, zaprowadził Polaków w błotnisty las – red.)” – ironizuje Bondarenko. –Mogę tylko domyślać się, co kryje się za tą bezrozumną kampanią. Według nowej koncepcji Warszawy, Polska była pod okupacją (najpierw niemiecką, potem sowiecką) od 1939 do 1989 roku. Stąd też roszczenia są z jej punktu widzenia logiczne. A jeśli „byli okupanci” odmawiają wypłaty odszkodowań, to można z czystym sumieniem niszczyć pomniki naszych żołnierzy, nie wdając się w dyskusję, czym akurat ten konkretny żołnierz im zawinił”. Zdaniem Bondarenki żądania reparacji to tylko zasłona dymna, która ma przykryć prawdziwy cel – likwidację sowieckich pomników. „A przy okazji można „zapomnieć” na przykład o tym, że to dzięki ZSRS Polska otrzymała po wojnie swoje obecne zachodnie terytoria, obszerny dostęp do Morza Bałtyckiego oraz część Prus Wschodnich” – konkluduje z żalem Bondarenko, najwyraźniej kręcąc głową z niedowierzaniem na myśl o „polskiej niewdzięczności”. Sam przy tym – co typowe dla Kremla i jego akolitów – „zapomina” o tym, że Szczecin, Olsztyn i Wrocław były dla Polski rekompensatą za Wilno, Grodno i Lwów, które właśnie Moskwa nam zabrała. Ale przecież – zgodnie z rosyjską narracją – jedynie słuszną granicą Polski na wschodzie jest linia Curzona…
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.