Wypowiedzi Jeffreya Sachsa, pierwszorzędnego amerykańskiego ekonomisty, który w ostatnich miesiącach stanął w otwartej opozycji do polityki swego kraju w kwestii wojny rosyjsko-ukraińskiej, a także względem Chin, budzą we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony jego nonkonformizm i ostra krytyka amerykańskiego neokonserwatyzmu są jak powiew świeżego powietrza w zachodnim świecie, który medialnie ogranicza się do sloganów, w zasadzie nie dopuszczając szerszej dyskusji o przyczynach, konsekwencjach i zakończeniu bieżącej wojny. Czy się z nim zgodzić czy nie, Sachs serwuje przejrzystą argumentację, która nie pozostawia obojętnym i stymuluje indywidualną refleksję – robi zatem coś, czym normalnie w demokratycznych państwach zajmują się nieskrępowane media. Również jego determinacja i niezaprzeczalna odwaga budzą uznanie, a nawet sympatię – wszak naukowiec głosi swe racje wbrew „mainstreamowi”, który, jak w przypadku jego wywiadu dla Bloomberga, zdjął go nawet z anteny za niewygodne wypowiedzi na temat wysadzenia Nord Stream 2 przez Amerykę.
Z drugiej strony – jego wypowiedzi budzą zdziwienie, wręcz niedowierzanie wobec jego wyraźnej fascynacji skrajnie etatystycznymi modelami społecznymi, jak w przypadku Chin, których Sachs jest w USA jednym z najbardziej rozpoznawalnych i zaangażowanych popleczników, i z czego nawet zdaje się wynikać jego stanowisko w kwestii zaangażowania USA w wojnie na Ukrainie. Albowiem dla amerykańskiego profesora jest to przede wszystkim wojna wymierzona przez USA w same Chiny.
Nec plus ultra
Jeffrey Sachs jest z pewnością światową ikoną ekonomii, choć niepozbawioną rys. Uznany onegdaj przez „The Economist” za „jednego z trzech najbardziej wpływowych żyjących ekonomistów”, a przez „New York Timesa” za „prawdopodobnie najważniejszego ekonomistę na świecie”, znalazł się dwukrotnie na liście „Time’a” stu najbardziej wpływowych liderów na świecie i został także obdarzony aż 32 doktoratami honoris causa, w tym przez uczelnie w Polsce. Ma się rozumieć, „terapia szokowa”, którą przeprowadził nad Wisłą jako oficjalny doradca Solidarności i mentor Leszka Balcerowicza, nie pozostawiła po sobie tylko dobrych wspomnień. Jeśli wolnorynkową gospodarkę zawdzięczamy ustawie Wilczka z 1988 r., to Sachs zajmował się odejściem od gospodarki centralnie planowanej, co w praktyce oznaczało mniej lub bardziej (nie)udaną prywatyzację majątku narodowego, z brakami gospodarności, falami bezrobocia i likwidacją rodzimego przemysłu włącznie. Transformacją wręcz śmiertelną w
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.