Im bliżej do wyborów samorządowych, tym więcej plakatów, billboardów, reklamówek, spotkań i debat z kandydatami. I tym więcej pytań o to, kto okaże się zwycięzcą. Nie zamierzam bawić się we wróżkę i odpowiadać teraz na to pytanie. Tym bardziej idę o zakład, że zwycięzców będzie wielu, a swój sukces ogłoszą co najmniej dwie główne partie.
Sondaże przewidują, że pierwsze miejsce w sejmikach, a tak tylko można naprawdę sprawdzić siłę polityczną poszczególnych ugrupowań, zdobędzie Platforma. Gdyby owe prognozy okazały się prawdziwe, znaczyłoby to, że PO ostatecznie poradziła sobie z aferą taśmową. Trudno w to uwierzyć, a jednak. To było największe zagrożenie dla rządzących od lat. Wreszcie, na chwilę, snop światła padł na scenę, która zwykle pozostaje poza zasięgiem obserwatorów. Wreszcie można było się przekonać, jak ludzie władzy traktują zwykłych Polaków. Nonszalancja, lekceważenie, pycha, poczucie wyższości, rozrzutność, egoizm, prywata, naginanie prawa, wreszcie chamstwo i wulgarność – wszystko to stało się widoczne jak na dłoni. A mimo to większość wyborców puściła całą sprawę w niepamięć. Albo, tak chyba będzie to lepiej nazwać, wybrała coś, co uważa za mniejsze zło. Podobnie może się okazać, że PO udało się ograniczyć szkody wynikłe z zachowania Radosława Sikorskiego.
Wielu ludzi się pyta, jak to możliwe? Dlaczego tak skrajne przykłady głupoty, niekompetencji i słabości nie spotykają się z reakcją wyborców? Według prognoz PiS bowiem zajmie znowu (ileż to już razy?) drugie miejsce. Pewnie z lepszym wynikiem niż przed czterema laty, co pozwoli Jarosławowi Kaczyńskiemu ogłosić sukces i stwierdzić, że PiS jest na właściwej drodze do odzyskania władzy. Prawda jednak jest inna. Na kilka miesięcy przed wyborami prezydenckimi i na rok przed wyborami do Sejmu opozycja, jeśli miałyby potwierdzić się obecne przewidywania, nie ma realnych szans na przejęcie rządów w Polsce.
Nie wiem, co jeszcze musiałoby się zdarzyć, żeby ta konkluzja brzmiała inaczej. Tym bardziej że w czasie kampanii samorządowej opozycja popełniła dokładnie takie same błędy jak w czasie kampanii do europarlamentu. Wystawiła mało rozpoznawalnych kandydatów, zgłosiła ich późno, nie udzieliła im też wystarczającego, silnego wsparcia finansowego. Pominę drobiazg, jakim był brak, przynajmniej w Warszawie, jasno pokazanego powodu, dla którego należałoby na nich głosować. Samo domaganie się zmiany dla zmiany to za mało. Być może w innych miastach było inaczej.
Wyraźnie widać, że lider PiS większą wagę przykłada do utrzymania spójności partii i zachowania nad nią pełnej kontroli niż do wygranej. W końcu drugie silne miejsce ma gwarantowane. Tak tylko mogę wytłumaczyć sobie swoisty dobór kandydatów na prezydentów miast i osobliwe milczenie w sprawie kandydata na prezydenta.
Jest jednak zawsze możliwość, że się mylę i że scenariusz, który zarysowałem, się nie spełni. Wkrótce wszystko będzie wiadomo.