Janusz Korwin-Mikke całe lata usilnie się stara, aby nie wrócić do – nomen omen – realnej polityki. To zdanie osób, które miały okazje bliżej współpracować z przywódcą Unii, która miała być wykonawcą Polityki Realnej. Wystarczy jedna wypowiedź ekscentrycznego polityka, aby zniweczyć jakiekolwiek szanse ruchu, któremu dzisiaj przewodzi – czyli Kongresowi Nowej Prawicy.
Sporą ekscytację opinii publicznej wzbudził fakt, że ostatnio w krótkim czasie KNP trzykrotnie zbliżył się w sondażach do granicy progu wyborczego. Ze swoimi czterema punktami zaczyna plasować się w tej samej lidze, co Ruch Palikota, PSL i Solidarna Polska. Lewicowa część opinii publicznej podnieciła się wizją wzbierającej „brunatnej fali”. Czyli zjawiska, które wieszczy od dwudziestu lat, ale które w istocie jest tylko fantomem. Prawicowa część postawiła pytania, czy rośnie konkurencja dla monopolu PiS i czy to dobrze dla jej sprawy.
Dotychczasowe doświadczenia z inicjatywami Korwin-Mikkego – który dla rozgłosu nie raz wywoływał skandale niweczące jego szanse – nie zachęcają do obstawiania tego konia. Jednak jest kryzys i doświadczenia z innych krajów europejskich skłaniają do przypuszczeń, że szybko rośnie grupa wyborców „oburzonych” na system, którzy chętnie oddadzą głosy na jakichś radykałów. Analogie – jeśli chodzi o radykalne wypowiedzi – widać między JKM a grecką partią o wdzięcznej nazwie Chrisi Aigi, czyli Złoty Świt. Jej poglądy w jednej szokującej kwestii są zbieżne z opiniami JKM na temat inwalidów. Chrisi Aigi jest zafascynowana dziedzictwem Sparty, w tym porzucaniem chorych niemowląt w górach Tajgetu, a mimo to 18 jej posłów zasiada w 300–osobowym greckim parlamencie.
Błazenada, co też nie jest obce JKM, nie przeszkodziła Włochom w oddaniu głosów na zupełnie nową partię komika Beppe Grillo. Ten ma wprawdzie inne poglądy niż JKM, ale analogię widać w sposobie działania: obaj od kilku dekad grzmią na złodziejstwo klasy rządzącej. Tyle, że Beppe Grillo potrafił zwołać w jeden dzień w wielu miejscowościach Włoch ze dwa miliony swoich zwolenników. JKM nie byłby w stanie skrzyknąć nawet dziesiątej części tej liczby.
Korwin–Mikkemu nie sprzyja nie tylko jego charakter. W Polsce jest długa kolejka ugrupowań chętnych do przejęcia „oburzonych”. Nawet lewicowy Ruch Palikota jest do pewnego stopnia konkurentem JKM. Oba ruchy cieszą się ponadprzeciętną życzliwością wśród najmłodszych wyborców. Ci jednak są najbardziej labilni w sferze poglądów i podatni na hasła leseferyzmu, które głoszą wszak i JKM i Janusz Palikot. Przypadek może ich skłonić do głosowania na jednego z nich i pominięcia drugiego. Warto przy tym pamiętać, że frekwencja wyborcza wśród młodzieży jest niska.
Niewykluczone, że Nowa Prawica będzie musiała się zderzyć z listą popieraną przez Piotra Dudę i „Solidarność”, oraz sprzymierzone z nim środowiska. Duda i jego „oburzeni” mogą wesprzeć PiS, a mogą też stworzyć własny komitet wyborczy. W obu przypadkach znacząca część zradykalizowanych wyborców nie pomyśli nawet o oddaniu głosów na kandydatów KNP. Hałaśliwi, często błyskotliwi, ale słabo zorganizowani aktywiści KNP będą mieli małe szanse z nieruchawą, ale wielką strukturą „S”.
Mimo wszystko szczupakiem w tym stawie jest i będzie PiS. Tuż przed ostatnimi wyborami sondaże dawały KNP ze dwa procent poparcia. Po otwarciu urn okazało się, że na listę JKM zagłosowało 0,49 proc. wyborców. Czyżby respondenci kłamali w sierpniu 2011 na kogo zagłosują półtora miesiąca później? Nie. W chwili tworzenia sondażu nie byli jeszcze poddani gorącej obróbce, jaką są emocje wywoływane w czasie kampanii wyborczej.
Wprawdzie teraz mamy jeszcze dużo czasu do wyborów parlamentarnych, ale wiele wskazuje, że zostaną przeprowadzone tym samym sposobem. Platforma kontra PiS. Siły rozsądku versus szaleńcy, albo patrioci przeciw zdrajcom. Prawie każde przemówienie Donalda Tuska to agresywna tyrada przeciw PiS. W drugą stronę działa podobna emocja.
Partia Jarosława Kaczyńskiego już teraz opiera swoją kalkulację na założeniu, że bezrobocie i frustracja rzesz Polaków da jej energię do przejęcia władzy. Nie podzieli się rolą reprezentanta skrzywdzonych i wykluczonych. Ma dostateczne doświadczenie i środki w mobilizowaniu swojego elektoratu. Potrafi zorganizować wielotysięczne marsze pod hasłami często ogólnikowymi, ale zrozumiałymi i bliskimi przeciętnemu Polakowi. JKM ze swoim ekscentrycznym podejściem do tradycji narodowej jest nie do zaakceptowania dla wielkiej części prawicowego elektoratu. PiS ma kadry, doświadczenie, stosunkowo sporo sojuszników medialnych, wreszcie może liczyć na poparcie masowego ruchu jakim są środowiska związane z Radiem Maryja. Akurat to ostatnie, to w sumie jedyny w Polsce tak masowy ruch skupiający ludzi, których można określić mianem wykluczonych.
Z przeciętnym Polakiem jest bowiem tak jak z molierowskim panem Jourdain, który nie wiedział, że mówi prozą. Przeciętny Polak ma poglądy chadeckie, choć o tym nie wie. Czasem bardziej w lewo, wtedy głosuje na PO. Czasem bardziej w prawo, więc wybiera PiS. Na pewno jednak nie ma poglądów liberalnych, czy wręcz libertariańskich jak JKM.