Będziemy musieli wrócić do naszych wartości

  • Maciej  SzymanowskiAutor:Maciej Szymanowski

Będziemy musieli wrócić do naszych wartości

Dodano: 
Laureaci i wyróżnieni podczas Gali Strażnik Pamięci 2023
Laureaci i wyróżnieni podczas Gali Strażnik Pamięci 2023 Źródło: DoRzeczy / zdj. Piotr Woźniakiewicz
Z Dagmar Babčanovą, laureatką Międzynarodowej Nagrody Instytutu Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Wacława Felczaka Custos Virtutum – Strażnik Wartości rozmawia prof. Maciej Szymanowski.

PROF. MACIEJ SZYMANOWSKI: Jakie są pani pierwsze wspomnienia jako dziecko? Co pani pamięta?

DAGMAR BABČANOVA: Pamiętam, że gdy byłam dzieckiem i chodziłam do pierwszej klasy, to zostały zlikwidowane lekcje religii. Od tego momentu wychowywani byliśmy już w tym prawdziwym socjalistycznym duchu, typu: Cześć pracy! Towarzysze! Pochody 1 maja, pieśń pracy śpiewana na początek dnia – do dziś bardzo dobrze to pamiętam. To były znaki tej ideologii, która zaczęła w tym czasie już w pełni dominować. A równolegle jako dzieci chodziliśmy na pielgrzymki i bardzo je przeżywaliśmy. Mimo iż w szkole się o tym nie mówiło, my to swoje życie duchowe prowadziliśmy. Później zawsze do tego wracałam i w taki sam sposób wychowywałam swoje dzieci. To doświadczenie zostało we mnie na zawsze.

Rok 1968, normalizacja. Jak się w tym czasie studiowało?

Kiedy stanęłam przed wyborem studiów, był akurat rok 1968. Nikt nam w tym czasie nie zabraniał studiowania, dlatego bez problemu dostałam się na Uniwersytet Masaryka w Brnie. Panowała wprawdzie jeszcze względna wolność, ale na uniwersytetach nie było to dobrze widziane. Tam właśnie zaczęłam spisywać moje przeżycia, kiedy wszyscy buntowaliśmy się przeciwko interwencji wojsk Układu Warszawskiego. To było pierwsze doświadczenie międzynarodowego ruchu oporu. W tym czasie my – Czesi i Słowacy – trzymaliśmy się razem. Mimo że nasza wspólna historia nie zawsze układała się idealnie, to wtedy naprawdę trzymaliśmy się razem. To było coś niesamowitego. Byliśmy na pogrzebie Jana Palacha, który stał się spontaniczną demonstracją studentów w wielu miastach kraju, kiedy Rosjanie strzelali do nas ze śmigłowców. Chowaliśmy się wtedy na Placu Wolności w Brnie. Swoją młodość rozpoczynałam od takich właśnie wydarzeń.

A po studiach czym się Pani zajmowała?

Zaczęłam uczyć. Najpierw w liceum w Topoľčanach, potem wykładałam w szkole ekonomicznej w Nitrze i tam pracowałam przez 15 lat, w czasach tej najgorszej normalizacji, podczas której na własnej skórze doświadczyliśmy twardości tego reżimu. Po pewnym czasie zaczęli wygrażać nauczycielom, którzy mieli cokolwiek wspólnego z wiarą. Nie wystąpili przeciwko mnie otwarcie, nie wyrzucili mnie ze szkoły, nie mogłam jedynie zostać wychowawczynią klasy, bo mogłabym „zepsuć” dzieci. Zostałam pozbawiona dodatków finansowych, co automatycznie odbiło się na mojej pensji.

O Jánosu Esterházym kiedy pani po raz pierwszy usłyszała?

Podczas beatyfikacji Karola Habsburskiego w roku 2004 w Rzymie odbywały się przyjęcia w różnego rodzaju pałacach habsburskich i w jednym z nich podeszła do mnie córka Esterházyego, Alice. Zaczepiła mnie i zaczęła mi opowiadać o cierpieniach, jakich doświadczył jej ojciec. To był pierwszy raz, kiedy tak mnie poruszył jego los. On naprawdę poddał się woli Bożej. Napisałam nawet o tym kilka artykułów, na które otrzymałam bardzo negatywne reakcje, w których mi zarzucano, że mam węgierskie korzenie. Przy tym nie miałam nic wspólnego z Węgrami, oprócz dalekiej rodziny. Mimo tego niektórzy historycy wypominali mi, że jestem jego wielbicielką, a jego uważali za irredentystę, za człowieka, który preferował swoje węgierskie pochodzenie. Esterházy Węgry zawierzył w pierwszej kolejności Bogu, a dopiero potem myślał o pozostałych kwestiach.

Żył w skomplikowanych czasach i w ten sposób stał się częścią tej niedokończonej historii, która u nas, na Słowacji, nadal zamknięta nie jest. Ma przeciwników nawet ze strony Kościoła, którzy nie uznają nawet tego, że sprzeciwił się wysiedlaniu Żydów. Jednak wiele kwestii, przede wszystkim jego postawa osoby wiernej Jezusowi i Maryi, przewyższa wszystko to, co mogłoby choć w małym stopniu przypominać wytykane mu przez wrogów przewinienia. Jestem przekonana, że przy jego katolicyzmie nie mogło być nic takiego, co świadczyłoby o tym, że został zwiedziony, że zszedł na złą, nacjonalistyczną drogę. Spodobała mi się jego trójnarodowość – matka Polka, on Węgier, mieszkają na Słowacji. Na Słowacji chciał też umrzeć. Rodzina starała się go jakoś wydostać z więzienia, żeby mu uratować życie, ale on powiedział: „Nie, skoro jestem teraz tu, to i tu dokończę”. Po prostu zdecydował się na to cierpienie w imię Jezusa. Stąd też się wzięło moje zaangażowanie w proces beatyfikacji.

Jakie pani zdaniem wartości są dziś najważniejsze dla Słowaków, dla nas, Polaków, czy Węgrów?

Obrona życia nienarodzonego to dla mnie najważniejsza walka. Aborcję uznaję za wielką niesprawiedliwość, a nawet ludobójstwo. Bo muszę to nazwać ludobójstwem, zabijaniem tych, którzy nie mają szans się bronić. To jest coś, co ludzkość pcha ku unicestwieniu. Drugą ważną dla mnie kwestią i wartością jest rodzina. To wszystko, co się teraz szerzy, całkowicie mnie deprymuje. To, co powinno być naturalne, co jest darem Bożym, po prostu się przemocą deformuje. To są według mnie te największe problemy, z którymi borykają się wszyscy – nie tylko Polacy i my, lecz także cały świat. O Europie już nie wspomnę. Dzieje się tak, gdyż do Unii wysyłamy ludzi, którzy nie widzą tego typu problemów. Gdybyśmy tam wysyłali więcej chrześcijan, to liczyłyby się tam właśnie takie wartości.

Jaka będzie przyszłość Unii Europejskiej?

Myślę, że po ciężkich próbach, które przejdziemy, wrócimy w Europie do naszych podstaw. Będziemy musieli wrócić do naszych wartości. Benedykt XVI mówił, że jaką przyszłość będzie miał Kościół, taką przyszłość będzie miała Europa. To będzie wielka próba, która dotknie Europę. Prawdopodobnie nawet nie będziemy zwycięscy w tej walce. Brak wartości i hipokryzja zewsząd nas otaczają. I to jest największe niebezpieczeństwo.

A jak z tym walczyć?

Oczywiście wszystko zaczyna się od nas. Cała destrukcja Europy jest w nas. My możemy z tym walczyć tylko takimi środkami, jakie mamy do dyspozycji. Powinniśmy zatem w naszych rodzinach starać się, by nasze dzieci otrzymywały od nas właściwy obraz zarówno Kościoła, jak i związanych z nim wartości. Nie powinniśmy się bać. Musimy mieć odwagę. Odzywać się. Dać się usłyszeć. Tak jak Ukraińcy. My swoją walkę w 1968 r. przegraliśmy, ale Ukraińcy swojej nie przegrali. Oni walczą, co świadczy o tym, że są jakieś wyższe wartości, o które toczą bój. Świadczy o tym to, że na szali stawiają własne życie. W naszym przypadku to jest niemożliwe. My, również na Słowacji, jesteśmy społeczeństwem konsumpcyjnym. Komunizm zabił w nas jakiekolwiek wyższe wartości. Nie działają tu mechanizmy, które nas mogą zbuntować przeciwko złu. To jest z jednej strony efekt reżimu komunistycznego, ale z drugiej skutek postępu cywilizacyjnego, konsumpcyjnego sposobu życia, to że nie potrafimy się poświęcić. Powinniśmy prowadzić swoje życie tak, byśmy potrafili się poświęcać, i nie bali się nazywać siebie chrześcijanami. Zatem należy znaleźć równowagę, również w politycznych kwestiach, i osobom o innych wartościach okazać szacunek. Możemy z nimi dyskutować, ale musimy być pewni swoich argumentów i nie stracić swojej tożsamości.

Myślę, że nie będzie nadużyciem, gdy powiem, że potrzebujemy też takich postaci jak János Esterházy, o którym rozmawialiśmy, czy Wacław Felczak, jako pewnych drogowskazów dla obecnie żyjących. Chciałbym zatem zapytać, czy pani zdaniem jest na Słowacji jakaś osoba, która może uchodzić za taki wzór i taki drogowskaz dla współcześnie żyjących?

To jest najtrudniejsze z pytań przez pana zadanych. Przyznać trzeba, że osób, które mogłyby nas inspirować do odważnych czynów, powinniśmy szukać w Kościele. Ale tam też trudno dziś takie osoby znaleźć. Z każdej strony docierają do nas jakieś informacje, do tego stopnia, że trudno znaleźć jakiś punkt orientacyjny. A te wybitne postaci nam po prostu nie wyrosły, niestety. My o nie cały czas się modlimy.

Dagmar Babčanova – słowacka filolożka, dyplomatka, publicystka, ambasador Słowacji w Watykanie w latach 2002–2007.

Artykuł został opublikowany w 44/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także