Marcin Makowski: Co pan myśli, słuchając dzisiaj Trójki? Serce nie krwawi?
Marcin Wolski: Nie krwawi. Dla mnie Trójka skończyła się w dniu stanu wojennego, a później, po desancie „resortowych dzieci”, nigdy już nie była tym samym radiem. Jeśli chce mnie pan zapytać, czy podoba mi się atmosfera, która zapanowała w zespole, to odpowiem, że od atmosfery ważniejszy jest program, który powstaje. I naprawdę nie kupuję tego lamentowania, że ktoś musi odejść, wybierając między radiem a TVN. Ja bym takich warunków nie stawiał, ale litości – gdy nas wyrzucano z anteny, pies z kulawą nogą się nie interesował, czy będziemy mieć z czego żyć. Dzisiaj to są osobiste dylematy kilku dziennikarzy, wtedy stawaliśmy przed problemami egzystencjalnymi. To czasy i rzeczy nieporównywalne.
Faktycznie, dzisiaj problemów egzystencjalnych już pan nie ma. Obrazi się pan, jeśli powiem o panu: poeta dworski?
Nie, ale uważam się za poetę sprawy.
A jak sprawa jest na dworze?
To wtedy jestem czasowo poetą dworskim. Tyle że jazda w tramwaju nie czyni mnie tramwajarzem.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.