Dziecko przebite widłami i głowy nabite na płot. Tak miałby wyglądać monument, upamiętniający ofiary ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów. Projekt pomnika oddaje powszechne wyobrażenia na temat okrucieństwa, z jakim mordowana była polska ludność cywilna. Tak efektowna forma budzi jednak spore kontrowersje, także wśród polskich komentatorów. Ciężko się więc dziwić, że nerwowo na ten pomysł zareagowała strona ukraińska.
„Zadaniem pomników jest, przypominając o heroicznej czy tragicznej przeszłości, pobudzać u współczesnych poczucie dumy bądź smutku. Pomnik, który ma powstać w Toruniu, przypomina o przeszłości w innym celu – aby rozbudzać nienawiść współcześnie” – skomentował na swoim profilu facebookowym Wołodymyr Wjatrowycz, szef Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej – zwolennik i propagator tezy, zgodnie z którą w czasie II wojny światowej nie doszło do ukraińskiego ludobójstwa na polskich cywilach, tylko do „wojny polsko-ukraińskiej”.
„Już tradycją stało się, że na „wołyńskich” pomnikach w Polsce przedstawia się nazwy miejscowości, nie zaś nazwiska ludzi, którzy tam zginęli. Za czym tęsknią ich autorzy – za pomordowanymi ludźmi, czy za utraconymi terenami?” – pyta retorycznie Wjatrowycz, oskarżając polską stronę o roszczenia terytorialne, które dużo śmielej niż Polacy wobec Ukraińców wysuwają Ukraińcy wobec Polaków (mówiąc np. o Chełmszczyźnie jak o „utraconej ojczyźnie”).
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.