A właśnie z takim przypadkiem mamy dziś do czynienia w przypadku Polaków, jeśli za prawdziwe przyjąć wyniki badań firmy konsultingowej Ernst and Young, według których to właśnie my, Polacy, należymy do narodów odnoszących się z największym zrozumieniem do owej legendarnej "transformacji energetycznej" – "transformacji" głównie unijnej, czyli "transformacji" państw Unii Europejskiej, bo przecież nie "transformacji" Chin, ani też – w gruncie rzeczy – nie "transformacji" USA, które muszą mieć niezły ubaw, obserwując to "klimatyczne" samozaorywanie się państw UE.
Czyli do całego tego unijnego szaleństwa z najpierw "Fit for 55", potem "Fit for 90", a wkrótce "Fit for 100", a więc do wyścigu do "zeroemisyjności", czyli do nie wytwarzania (cokolwiek ma to oznaczać) przez ludzi mieszkających w państwach UE – nie wytwarzania przez zamieszkiwane przez nich domy, przez firmy, w których pracują, przez pojazdy, którymi się poruszają i na koniec przez nich samych – ani grama CO2!
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.