W piątek w Berlinie spotkali się: prezydent USA Joe Biden, prezydent Francji Emmanuel Macron, kanclerz Niemiec Olaf Scholz i premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer. Przywódcy omawiali możliwość zakończenia wojny Rosji przeciwko Ukrainie oraz sytuację na Bliskim Wschodzie.
W spotkaniu, którego gospodarzem był kanclerz Niemiec, nie uczestniczył żaden przedstawiciel Polski. Według byłego prezydenta Estonii Toomasa Ilvesa, udział naszego kraju w tych rozmowach został osobiście zablokowany przez Scholza.
Brak zaproszenia dla Polski. Waszczykowski: Podwójne upokorzenie Tuska
"To podwójne upokorzenie Donalda Tuska przez partnerów z Trójkąta Weimarskiego oraz przez hołubionego Bidena. I to 70 km od polskiej granicy" – napisał na portalu X Witold Waszczykowski, były minister spraw zagranicznych.
Rzecznik MSZ Paweł Wroński powiedział w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że Polska powinna się znaleźć na spotkaniu w Berlinie, bo jest jednym z państw najbardziej zaangażowanych w pomoc dla Kijowa, której większość przechodzi przez nasze terytorium. Wroński wyraził też zdziwienie, że w Berlinie nie było prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego.
Szef gabinetu prezydenta Marcin Mastalerek, pytany o brak Polski na spotkaniu w Berlinie w sprawie Ukrainy, ocenił w rozmowie z RMF FM, że premier Donald Tusk "miał rozgrywać wszystkich w Unii Europejskiej, a sam został ograny". "Po co mają go zapraszać, jak mogą mu powiedzieć, co ma robić" – powiedział Mastalerek.
Dlaczego nie było prezydenta? "To premier powinien się tłumaczyć"
Zapytany, dlaczego Andrzej Duda nie został zaproszony na to spotkanie prezydencki minister stwierdził, że odpowiednikiem Scholza jest Tusk i że to premier "powinien się dzisiaj tłumaczyć".
Jak odnotowuje PAP, do spotkania w Berlinie doszło po tym, gdy nie odbył się planowany na połowę października w Ramstein w Niemczech szczyt dotyczący obrony Ukrainy.
Czytaj też:
Dlaczego nie mamy ambicji