Do tragicznego wypadku na Trasie Łazienkowskiej na wysokości Torwaru w Warszawie doszło w niedzielę 15 września. W osobowego forda, którym podróżowało małżeństwo z dwójką dzieci, wjechał rozpędzony volkswagen. W wyniku zdarzenia śmierć poniósł 37–letni mężczyzna, który jechał fordem. Jego żona i dzieci z poważnymi obrażeniami trafili do szpitala. Ranna została również pasażerka volkswagena, odniosła obrażenia twarzy i głowy. 22–latka przez długi czas pozostawała w śpiączce. Kiedy jej stan zdrowia na to pozwolił, została przesłuchana przez prokuraturę.
Podejrzany o spowodowanie wypadku Łukasz Ż. uciekł z kraju. Został zatrzymany na terenie Niemiec. W czwartek odbyła się jego ekstradycja. Mężczyzna został przekazany polskim służbom na przejściu granicznym w Kołbaskowie. Na piątek zaplanowano czynności w prokuraturze z jego udziałem.
Krótkie przesłuchanie Łukasza Ż.
Jak poinformowało Radio Zet, mężczyzna wyszedł z budynku prokuratury po niespełna godzinie.
"Najprawdopodobniej odmówił składania wyjaśnień w sprawie" – napisał na portalu X reporter rozgłośni, Jan Kielak. "Jest podejrzany o spowodowanie wypadku na Trasie Łazienkowskiej, w którym zginął 37-latek a cztery osoby trafiły do szpitala" – dodał.
Kielak dołączył do swojego wpisu nagranie wideo, na którym widać, jak funkcjonariusze policji wyprowadzają z budynku podejrzanego. Mężczyzna miał kurtkę nasuniętą na głowę.
Łukasz Ż. przyznał się, ale odmówił składania wyjaśnień
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Piotr Antoni Skiba poinformował później, że Łukasz Ż. usłyszał zarzuty spowodowania wypadku samochodowego ze skutkiem śmiertelnym i ciężkimi obrażeniami u części pasażerów oraz ucieczki z miejsca zdarzenia.
Podejrzany przyznał się do zarzucanego czynu, ale odmówił składania wyjaśnień.
Pozostali mężczyźni, którzy jechali 15 września z Łukaszem Ż., czyli Mikołaj N., Damian J. i Maciej O. zostali zatrzymani na miejscu wypadku. Usłyszeli zarzuty i trafili do aresztu.
Wstrząsające słowa partnerki podejrzanego
22–letnia pasażerka, która ucierpiała w wypadku była partnerką Łukasza Ż. Kobieta odniosła się do doniesień, że jej koledzy, w tym partner Łukasz Ż., mieli ją zostawić konającą na miejscu zdarzenia, a nawet utrudniać udzielenie jej pomocy. Jak wynika z nieoficjalnych doniesień, w przypadku jej śmierci to na nią właśnie chcieli zrzucić prowadzenie auta.
– Naprawdę, gdy o tym usłyszałam, nie dowierzałam. Dla nich byłam nikim, zwykłym śmieciem, który podróżował samochodem – powiedziała.
Paulina K. potwierdziła, że kiedy jej partner uciekł z miejsca wypadku, poinformował jej mamę o jej śmierci. Według niej, naprawdę mógł być przekonany, że nie żyje, bo na to wskazywał jej stan.
Czytaj też:
Bezpieczeństwo na drogach. Rząd przedstawił propozycje zmian w przepisachCzytaj też:
Ekstradycja Łukasza Ż. 26-latek jest już Polsce