Szymon Hołownia po ujawnieniu znaków zapytania w kwestii jego związków z Collegium Humanum jest politycznie znacznie osłabiony. Sprawa Hołowni to przykład tego, jak działa demokracja hakowa Donalda Tuska. Z prokuratury wyciekają dane ze śledztw, media chętnie z nich korzystają, a premier pierwszy oburza się na jakiekolwiek podejrzenia, że to wszystko może dziać się za jego wiedzą. Nowością jest to, że Donald Tusk zachowuje demonstracyjne zdziwienie takim obrotem rzeczy nie tylko wobec opozycji, lecz także wobec swoich koalicjantów. I jednocześnie mało kto chce zbadać sprawę do końca.
W gąszczu podejrzeń
Sytuacja jest przynajmniej dziwna. Marszałkowi Sejmu – było nie było drugiej osobie w państwie – ważny tygodnik stawia zarzut nielegalnego załatwiania sobie dyplomu wyższej uczelni. Osoba, której dotyczą zarzuty, zaprzecza, ale jednocześnie nie decyduje się na to, aby podać oskarżający go tygodnik do sądu. Na zasadzie uniku wyjaśnia, że zapewne proces będzie trwał tak długo, że jego dobre imię nie zostanie oczyszczone przed wyborami prezydenckimi i w związku z tym nie ma sensu wszczynać postępowania. Jednocześnie na początkowym etapie sporu wypowiada się w sposób sugerujący, że stoją za tym ministrowie podlegli Donaldowi Tuskowi.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.