Biografia Antoniego Macierewicza autorstwa dziennikarzy „Wprost” wywołała spore kontrowersje. Szczególnie fragment, w którym autorzy zamieścili stenogramy z esbeckich podsłuchów dotyczących prywatnych spraw, kłótni Antoniego Macierewicza z żoną. Nawet przeciwnicy polityka PiS są oburzeni. Upadek standardów?
Andrzej Stankiewicz: Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że przeczytałem tę książkę w całości. I powiem tak. Jako autor zrobiłbym dokładnie to samo. Bo trzeba pamiętać o jednej rzeczy. Cały ten rozdział dotyczy tego, jaką cenę zapłaciła rodzina Antoniego Macierewicza za jego działalność opozycyjną. Ta konkretna rozmowa ma miejsce po kolejnym zatrzymaniu Macierewicza. To pokazuje w jakiej sytuacji w ogóle były żony opozycjonistów. Oni spiskowali, narażali się, walczyli z systemem, a dom był całkowicie na barkach tych kobiet. A głównym motywem tego rozdziału wcale nie są żadne podsłuchy, ale coś innego.
Co konkretnie?
Autorzy obalają wszelkie oskarżenia wobec żony Antoniego Macierewicza, jakoby była ona współpracownikiem SB. Jak pan pamięta, były publikacje tygodnika „Nie”, czy sugestie polityków Ruchu Palikota, że była zarejestrowana jako tajny współpracownik. Autorzy dokładnie pokazują, że wpis w papierach SB powstał błędnie – zamiast kandydatka na TW, było wpisane TW. A kandydatami na TW byli niemal wszyscy członkowie rodzin opozycjonistów. A TW to już był donosiciel. Praca Dzierżanowskiego i Gielewskiej ostatecznie panią Macierewicz oczyszcza. A więc nie można powiedzieć, że został napisany przeciwko niej.
I naprawdę uważa Pan, że wywlekanie osobistych, prywatnych sytuacji przez dziennikarzy jest w porządku?
Ja rozmawiałem z autorami. I oni powiedzieli, że gdyby chcieli wywlekać osobiste rzeczy, na przykład o chorobach itd., to odtajnionego materiału w IPN, a więc dostępnego dla dziennikarzy jest cała masa. Oni tego nie zrobili. Zacytowali tylko jedną wypowiedź Macierewiczowej, która miała pokazywać jej frustrację, że ona była sfrustrowana jego działalnością opozycyjną. Mówiła, że nic ich nie łączy. Ale ten cytat jest jedynie punktem wyjścia. To było jedno z pierwszych zatrzymań Macierewicza. Żona zrobiła mu awanturę. Ale potem autorzy pokazują, że przez dziesięciolecia stała przy nim konsekwentnie. Mało tego, o czym dowiedziałem się dopiero z tej książki – Macierewiczowie byli jedną z niewielu par, gdzie mąż i żona mając małe dziecko, oboje zostali internowani w stanie wojennym. Żona Antoniego Macierewicza odmówiła podpisania lojalki. Nie zobowiązania do współpracy, ale lojalki, czyli zapewnienia, że nie będzie podejmować działań przeciwko systemowi. Odmówiła, choć ceną za to było niewidzenie córki. Jest jeszcze jeden argument, dla którego bronię tej książki.
Jaki?
Antoni Macierewicz, prawicowi dziennikarze, atakujący tę publikację używają tak naprawdę argumentów środowisk antylustracyjnych. Bo przeciwnicy lustracji używali zawsze argumentu, że nie można robić lustracji, bo to podwójne karanie dawnych opozycjonistów. To argument Adama Michnika. Ale przecież Antoni Macierewicz nigdy przeciwnikiem lustracji nie był. Przeciwnie, był pierwszym lustratorem. A właśnie na tym – ujawnieniu materiałów bezpieki lustracja polega. Poza tym, ta publikacja pokazuje, że żona była Antoniemu Macierewiczowi wierna, oddana, nie opuściła go w trudnej bardzo sytuacji. Trzymała ten dom na głowie. Dlatego trochę mnie dziwi, że Macierewicz używa argumentów przeciwników lustracji.
Czytaj też:
Giertych broni Macierewicza. „Atak bezprawny i podły”Czytaj też:
Poseł PO broni Macierewicza: Skandaliczny atak w prywatność
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.