Najbardziej nie lubię cwaniaczków. Najbardziej cwaniaczkowatym zachowaniem w chwili, gdy – jak to ujął poeta – „wieje wiatr historii”, jest udawanie, że się zawsze było „za”, a nawet „przeciw” itrzymało równy dystans do wszystkich. Kierując się takim instynktem, cwaniaczek nagle zaczyna wynajdować rozmaite uchybienia w zachowaniu tych, w których nigdy dotąd żadnych wad nie dostrzegał. Wcześniej krytykował wyłącznie PiS-owców i innych prawicowców, a teraz, dopiero teraz, okazuje się nagle, że i do strony rządowej miał zawsze mnóstwo zastrzeżeń. Tylko jakoś nie było ich okazji ujawnić. Nie, nie żeby odwoływał to, co mówił dotąd, ci PiS-owcy to wiadomo, ale platformersi też mają za uszami – mówię to obiektywnie, zawsze byłem człowiekiem bezstronnym, możecie spytać moją ciocię, jak dowalałem u niej na imieninach…
Zapewne będzie teraz takich „kamingałtów” dużo. Jeden z pierwszych odbył się na łamach „Dziennika”, gdzie z namiętną krytyką niedomagań polskich mediów wystąpił Andrzej Skworz, od lat redaktor naczelny pisma, które nazywa się „Press”, choć – prawdę mówiąc – powinno się nazywać „Agit-Prop”. Zawsze było to bowiem pismo branżowe mediów rządowych i swoistego towarzystwa wzajemnej adoracji, któremu zapewniały one przez wiele lat bezpieczeństwo finansowe i poczucie wyższości. To z tego właśnie pisma osiem lat temu się dowiedziałem, że po zlikwidowaniu zagrożenia dla demokracji, jakim był PiS, zadaniem dziennikarstwa jest nie dopuścić do tego, aby kiedykolwiek wrócił on do władzy.
Dzisiaj redaktor Skworz dostrzega nierzetelność Lisa i TVN, oczywiście tylko w symetrii z mediami „prawicowymi”.
P ewnie, mediom opozycyjnym zdarza się być zacietrzewionymi i stronniczymi. Jednak pomiędzy, na przykład, Tomaszem Lisem, który za podlizywanie się władzy postawił sobie pałacyk, w znacznej części za pieniądze podatników, a Tomaszem Sakiewiczem, który, żeby móc wydawać gazetę władzę tę zwalczającą, zastawił odziedziczone po rodzicach mieszkanie, żadnej symetrii nie ma i być nie może. Nie kupuję olśnienia pana redaktora ani zachwytów naiwnych, którzy w jego wywiadzie dostrzegli oznakę środowiskowej odwilży i jakiś nowy „poemat dla dorosłych”. Co najwyżej zgodzić się mogę, że to znak czasu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.