Komputer, zdolny do prowadzenia charakterystycznym, kojącym, miękkim głosem ludzkich dialogów, toczył z załogą dziwną grę, a w końcu doprowadził do śmierci czterech spośród pięciu jej członków (w tym trzech uśpionych). Uratował się jedynie dr Bowman. Gdy ten postanawia wyłączyć HAL-a, komputer odzywa się do niego coraz nieskładniej, a wreszcie, pozbawiony już części układów, jąka: „Bo-ję się, Dave, prze-stań, bo-ję się”.
Motyw czującej, myślącej, a może ukrywającej swoją świadomość maszyny przewijał się przez literaturę i filmy SF od dekad, czasem na poziomie grafomanii lub kina kategorii C, a czasem w postaci tak wybitnej jak właśnie u Kubricka lub w „Blade runnerze” Ridleya Scotta (1982) z genialnym Rutgerem Hauerem (według opowiadania Philippa K. Dicka „Czy androidy marzą o elektrycznych owcach”), czy jak w „Terminusie” albo „Polowaniu” w Lemowskim cyklu „Opowieści o pilocie Pirxie”.
Mamy rok 2025 i nagle historia HAL-a 9000, Roya Batty’ego – zbuntowanego androida z „Blade runnera”, Terminusa – robota do plombowania przecieków radioaktywnych na starym kosmicznym frachtowcu z opowiadania Lema – wydają się już nie być fantastyką. Tak zwana sztuczna inteligencja zaczyna niepokojąco przypominać ludzi, zaś rozmowy, jakie prowadzili załoganci lecącego w kierunku Jowisza „Discovery” z HAL-em każdy może sobie dzisiaj poprowadzić z Chatem GPT, Copilotem Microsoftu czy Grokiem, modelem doklejonym do X, portalu Elona Muska.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
