Dnia 15 października br. na spotkaniu z wyborcami w Piotrkowie Trybunalskim premier Donald Tusk zapewniał, że "aborcja nie budzi [w nim] entuzjazmu" i nie lubi, "kiedy ktoś mówi, że to jest prawo kobiety". Słowa te miały zabrzmieć prawdopodobnie jako głos rozsądku i dowód umiarkowania w tej budzącej ogromne społecznie emocje kwestii. Nie pierwszy to jednak raz, gdy słowa Donalda Tuska stoją w jaskrawej sprzeczności z podejmowanymi przezeń działaniami i polityką jego ministrów. Oto zaledwie pół roku wcześniej polską opinią publiczną wstrząsnęła historia Felka, chłopca zabitego w łonie matki w dziewiątym miesiącu ciąży zastrzykiem w serce z chlorku potasu w szpitalu w Oleśnicy. U dziecka zdiagnozowano w fazie prenatalnej wrodzoną łamliwość kości. Jego matka nie umiała poradzić sobie z informacją o nieuleczalnej chorobie syna, mimo że w Szpitalu Klinicznym Uniwersytetu Medycznego w Łodzi zaoferowano im specjalistyczną pomoc oraz sugerowano ewentualne oddanie dziecka do adopcji, odmawiając aborcji, zgodnie z obowiązującym prawem. Matka Felka, za namową aborcyjnych aktywistów z organizacji Federa, ze skierowaniem wystawionym przez psychiatrę, zaświadczającym o jej złej kondycji psychicznej ze względu na chorobę dziecka, udała się do gabinetu znanej z aborcjonistycznych poglądów i praktyk Gizeli Jagielskiej. Aborcjonistka "uwolniła ją" od "problemu" zagrażającego rzekomo jej zdrowiu i życiu, zabijając zdolnego do życia chłopca tuż przed datą planowanego porodu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
