"DGP" zwraca uwagę, że w rządowych instytucjach brakuje rąk do pracy. Państwowe urzędy poszukują ponad pół tysiąca osób, głównie specjalistów. Chętnych jednak nie ma, a ci, którzy nie odeszli z "budżetówki" do prywatnych firm, zapowiadają protest i żądają solidnych podwyżek.
Cytowany przez gazetę Robert Barabasz, szef NSZZ "Solidarność" w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim, wyjaśnia, że nikt nie chce pracować za 2 tys. złotych miesięcznie. – Nie ma perspektyw na zmiany na lepsze, więc ludzie odchodzą. Dziwię się rządowi, że tak nas traktuje – powiedział związkowiec.
Urzędnicy chcą iść w ślady policjantów i nauczycieli. Planują masowe zwolnienia lekarskie. Zanim jednak to nastąpi, spróbują – jak pisze "DGP" – "zawalczyć o podwyżki łagodniej". Z informacji gazety wynika, że w Polsce szykuje się więc pierwszy protest żółtych kamizelek.
Za tydzień część pracowników Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego planuje włożyć żółte kamizelki z napisem "Godna praca, dość jałmużny" i w nich wykonywać służbowe obowiązki. "Niewykluczone, że dołączą do nich pracownicy urzędów z innych regionów" – czytamy w dzienniku.
Żółte kamizelki to ruch społeczny powstały jesienią 2018 roku, który protestuje przeciwko rosnącym kosztom życia oraz elitom politycznym we Francji, a także w Belgii, Holandii i Portugalii.
Czytaj też:
Dobre wieści dla PiS. Tego wyborcy boją się u opozycji