Z Mateuszem Morawieckim, ministrem rozwoju w rządzie Beaty Szydło, jest taki kłopot, że na razie wyspecjalizował się on w ogłaszaniu wieloletnich planów. A plany, jak wiadomo, zwłaszcza wieloletnie, mają to do siebie, że nierzadko nie przestają być wyłącznie planami. Tak jak kolejne, ogłaszane z pompą przez poprzednie rządy plany odbiurokratyzowania, zderegulowania i czego tam jeszcze.
Drugi plan Morawieckiego w zasadzie można uznać za część pierwszego planu Morawieckiego, ogłoszonego w lutym 2016 r. i odnoszącego się do potrzeby wydostania się przez Polskę z systemu pułapek, w które wpadła, często na własne życzenie (np. pułapki średniego dochodu, niskiego wzrostu, przeciętnego produktu, demograficznej oraz słabych instytucji publicznych, a w konsekwencji niskiej ścią- galności podatków i nieprzejrzystości przepisów). A bez wyrwania się z tego „pułapkowiska” – tu zgoda! – nie ma szans na szybsze doścignięcie przez Polskę bogatszych, lepiej rozwiniętych krajów. A więc i na lepsze życie dla Polaków.
Drugi plan Morawieckiego przynosi zapowiedzi aż 100 zmian, które – gdyby stały się prawem – mocno ułatwiłyby życie przedsiębiorcom. Wszystkie sprowadzają się do uproszczenia zasad prowadzenia małych i średnich firm: więcej z nich zyskałoby prawo do ryczałtowego podatku i prostszej rachunkowości; łagodniej byłyby traktowane przez prawo pracy; dokumentację dotyczącą pracowników musiałyby przechowywać już nie 50 lat, ale siedem; wątpliwości w postępowaniu administracyjnym byłyby rozstrzygane na korzyść przedsiębiorców; gdyby urzędnik zmienił zdanie co do wykładni przepisów, firma nie ponosiłaby kary. I tak dalej…
Jednak, jak napisałem na wstępie, to na razie tylko plan. Kolejny, niezły, ale tylko plan. I w dodatku kompletnie nie wiadomo, jak się on ma do innego, właśnie ogłoszonego planu – planu Zbigniewa Ziobry, ministra sprawiedliwości, który – jak zapewnia, wzorem Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch – chce do naszego prawa wprowadzić instytucję „konfiskaty rozszerzonej, czyli przepadku przedsiębiorstwa, które służyło do popełnienia przestępstwa”. Odmiennie niż w przypadku planu Morawieckiego w sprawie tego planu aż się roi od tych, którzy uważają, że może jednak to dobrze, iż nie każdy plan zmienia swój status z „do realizacji” na „zrealizowany”. I którzy liczą, że akurat plan Ziobry nigdy w życie nie wejdzie.
Wszelako może przedsiębiorcy powinni trzymać kciuki nie tylko za plan Morawieckiego, lecz także za plan Ziobry? W końcu któremu uczciwemu, ciężko harującemu przedsiębiorcy nie zależy na tym, by państwo eliminowało z przestrzeni gospodarczej nieuczciwą konkurencję ze strony przestępców, którzy przedsiębiorców jedynie udają? Pod bezwzględnym warunkiem, że pieczę nad tym będą sprawowały niezawisłe sądy, a nie prokuratura.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.