Co innego, gdy politycy zabierają się za historię, co niestety ostatnio ma miejsce coraz częściej. W minionym tygodniu nasze „orły” przebiły jednak samych siebie. Otóż grupa parlamentarzystów PiS-u próbowała wprowadzić poprawkę do słusznej ustawy zakazującej propagowania symboli zbrodniczych totalitaryzmów – niemieckiego narodowego-socjalizmu i komunizmu.
Otóż panowie ci zupełnie na poważnie domagali się, aby za ustroje totalitarne uznać również… „nacjonalizm ukraiński i litewski” oraz „militaryzm pruski, rosyjski i niemiecki”! Tak, to nie żart. Ktoś naprawdę wpadł na taki pomysł. Mało tego, przepchnął go przez Senat.
Sprawa była poważna, bo gdyby poprawka została zaaprobowana przez Sejm władze mogłyby przystąpić do usuwania nie tylko pomników sowieckich i narodowo-socjalistycznych (co popieram), ale również licznych znajdujących się na terenie naszego kraju pomników niemieckich, rosyjskich, ukraińskich i litewskich. Całe szczęście, o czym dalej, do tej barbarii najprawdopodobniej nie dojdzie.
Zacznijmy jednak od samego zestawienia. Pierwsze pytanie jakie nasuwa się po jego przeczytaniu brzmi następująco: skoro nacjonalizm i militaryzm to zjawiska negatywne to dlaczego w zestawieniu tym zabrakło „polskiego nacjonalizmu” i „polskiego militaryzmu”? Dlaczego nie zniszczyć również polskich pomników?
To oczywiście pytania retoryczne, bo wspomniani parlamentarzyści – jak dzieci w piaskownicy – uważają oczywiście, że wszystkie nacjonalizmy na świecie są „be”, tylko polski jest „cacy”.
Jakoś nie przyszło im jednak do głowy, że innego zdania mogą być nacjonaliści z Ukrainy i Litwy. I jeżeli Polacy zabiorą się za niszczenie litewskich i ukraińskich pomników na terenie Polski, to oni – w akcie retorsji – zniszczą setki polskich pomników na terenie Litwy i Ukrainy.
Na przykład pomnik Polaków pomordowanych na podwileńskich Ponarach albo Cmentarz Orląt Lwowskich na nekropolii łyczakowskiej. Gdyby do czegoś podobnego doszło – byłoby to dla naszego narodu prawdziwym nieszczęściem.
I jestem gotów się założyć, że ci sami parlamentarzyści PiS, którzy rwą się do niszczenia cudzych pomników, rozdzieraliby wówczas szaty i krzyczeli o „prześladowaniu polskości na Kresach”. Miotaliby pod adresem Ukraińców i Litwinów najgorsze możliwe obelgi i oskarżenia. Oczywiście nie dopuszczając do siebie myśli, że sami sprowokowali takie działania.
Czytając tę projektowaną poprawkę, naprawdę trudno uwierzyć, że szowinistyczne zacietrzewienie może do tego stopnia przysłonić dorosłym ludziom zdolność trzeźwego myślenia i przewidywania konsekwencji własnych czynów.
To co jest jednak najbardziej kuriozalne to próba zrównania starych, XIX-wiecznych monarchii absolutnych z ludobójczymi totalitaryzmami XX wieku. Imperium Romanowów i cesarstwa Hohenzollernów ze Związkiem Sowieckim i III Rzeszą. Cesarza Mikołaja II z jego bolszewickimi oprawcami. Kajzera z Hitlerem.
Coś takiego musi wzburzyć krew u każdego konserwatysty!
Naprawdę trudno sobie wyobrazić większy absurd niż określenie monarchii mianem „totalitaryzmu”. Przecież oznacza to, że Rzeczpospolita przez większość swojego istnienia była krajem totalitarnym! A nasi królowie rodzajem jakiś Hitlerów.
Całe szczęście w tej bulwersującej sprawie interweniowali przedstawiciele rozmaitych środowisk. Mniejszości narodowe, szef Wojskowego Biura Historycznego prof. Sławomir Cenckiewicz czy szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych dr Sławomir Dębski. Sprawę opisała „Gazeta Wyborcza”.
Wspólna presja przyniosła skutek i w czwartek dyskusja na temat nieszczęsnej poprawki została skreślona z porządku obrad Sejmu. Miejmy nadzieję, że już nigdy do niego nie wróci i znajdzie się tam gdzie jej miejsce. Czyli w koszu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.