W ostatnim numerze „Do Rzeczy” napisałem artykuł poświęcony setnej rocznicy puczu bolszewików, który do historii przeszedł jako „rewolucja październikowa”. Był to sądny dzień w dziejach Rosji. Warto jednak pamiętać również o polskich ofiarach owej „rewolucji” – między innymi o ziemianach, którzy zostali zgładzeni podczas straszliwych, krwawych pogromów polskich dworów na Rusi.
W 1917 roku bolszewiccy agitatorzy na Kijowszczyźnie, Podolu i Wołyniu podburzyli włościan do ataków na polskich „obszarników”. Dwory i pałace były palone, własność grabiona i demolowana, bydło zarzynane, a ziemianie mordowani w najbardziej sadystyczny i bestialski sposób. Nie oszczędzano kobiet i dzieci. W efekcie do marca 1918 roku zrównane z ziemią zostało 85 procent polskich majątków ziemskich na Rusi.
„Mrowie żołdactwa i chłopów, wyjąc i klnąc, wpada do domu i poczyna się orgia, szalony zamęt, rujnacja – pisał zapomniany kronikarz Litwy i Rusi Antoni Urbański. - Wnet wszystkie pokoje są zapchane gawiedzią i tłuszczą. Rozlega się wycie drabów i straszny łomot wywracanych mebli, bitego szkła, ściągniętego z firankami gzymsu. Pijany, cuchnący motłoch jedne rzeczy grabi, inne kłuje bagnetami i rąbie. Pastwi się nad pamiątkami.
Wszystko zdeptane i splugawione. Okna potłuczone, kawałki mebli i spopielonego papieru rozrzucone po ziemi. Ze sprzętów – kłaki, z książek i albumów – strzępy. Ze ścian patrzą portrety próżnią wystrzelonych źrenic i grozą śmierci. Jeszcze parę chwil i zostają szkielety budynków, podobne do osmalonych trupów, śród pogorzelisk i zwalisk nocą snują się mary – wszystko sprofanowane, sponiewierane.
A ileż razy gospodarze domów, co strzegli swych kątów do ostatka, zostali przez tłuszczę zabici, zmasakrowani”.
Symbolem tej orgii mordów stała się śmierć 85-letniego księcia Romana Sanguszki ze Sławuty nad Horyniem. W listopadzie 1917 roku na jego pałac napadli zbolszewizowani żołnierze z 264. pułku piechoty armii rosyjskiej.
Arystokrata, choć mógł uciec tajnym przejściem, zdecydował się zostać i bronić swojego gniazda rodowego przed tłuszczą. Gdy jednak próbował przemówić do łupieżców, przekonać ich do opamiętania, posypały się ciosy.
Uderzono go w twarz, powalono na ziemię i skopano ciężkimi buciorami. Był lżony i opluwany. Tłum długo pastwił się nad starcem. W końcu, całego we krwi, zaciągnięto go nad znajdujący się w ogrodzie staw i tam dokonano linczu. Książę Roman Sanguszko został zmasakrowany bagnetami. Pierwszy cios zadano mu zdradziecko i tchórzliwie – w plecy. Gdy próbował zasłaniać się rękami, bito go kolbami po czaszce.
Bolszewicy nie dali mu spokoju nawet po śmierci. Jego ciało wlekli za nogi w akompaniamencie dzikich, pijackich wrzasków. „Białe jak mleko włosy – pisał świadek – okalające kręgiem jego łysą głowę były teraz brudne od kurzu ścieżki, po której był wleczony. Okaleczona głowa podskakiwała na nierównościach, ciało zostawiało za sobą obfity ślad krwi”.
Takich ofiar jak książę Sanguszko były setki. Wspaniałe, pełne bezcennych zabytków i pamiątek, dwory przestały istnieć. Bastiony, które od stuleci broniły polskości na Rusi, w przeciągu kilku miesięcy obróciły się w gruzy.
Niestety rzeź polskich ziemian z lat 1917 – 1918 została całkowicie zapomniana. Przeciętny Polak nie ma o niej pojęcia. A była ona przecież pierwszym aktem wielkiej, zbrodniczej kampanii jaką Sowieci zrealizowali w XX wieku. kampanii depolonizacji ziem wschodnich byłej Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.