Sądząc po skutkach, nic wielkiego się nie wydarzyło. Czym jest w końcu jedna więcej konferencja prasowa premiera na tle połączonych flag polskiej i unijnej? Czym dodatkowe spotkanie prezydenta z szefem banku centralnego czy prezesem rady ministrów? Doprawdy, patrząc na reakcje przedstawicieli władzy, można by dojść do przekonania, że opublikowane przez „Wprost” nagrania to pozbawiony większego znaczenia drobiazg. Ot, kilku dorosłych mężczyzn dało się przyłapać na tym, jak po kielichu przeklinają oraz wulgarnie nazywają swoich oponentów. Doprawdy, zdarzają się gorsze rzeczy.
Wynikałoby z tego, że głównym problemem, jaki odsłoniły nagrania, jest łatwość dokonywania podsłuchów wysokich urzędników państwowych. I że ofiarami całej sytuacji padli niewinni ludzie przesadnie zatroskani o losy państwa.
Tę historię jednak należy opowiedzieć całkiem inaczej. Wydarzyła się rzecz straszna, która nie spotkała się z właściwą odpowiedzią, co być może jest jeszcze gorsze. Rzecz straszna to nie wulgaryzmy i swoista dezynwoltura polityków, ale złamanie przez nich zasad demokracji i pogwałcenie konstytucji. Tego właśnie dopuścili się pospołu minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz i prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka. Obaj panowie po tym, co powiedzieli, utracili – przykro to powiedzieć – prawo do pełnienia swych urzędów. Obaj bowiem uczestniczyli w spisku. Przygotowywali plan, jak nie dopuścić do zwycięstwa w demokratycznych wyborach opozycji, wykorzystując w tym celu niezależną od partyjnych rozgrywek instytucję, jaką jest Bank Narodowy. W zamian za wspieranie partii rządzącej w zachowaniu władzy prezes niezależnego formalnie banku miał dostać głowę ministra finansów – oto jak najkrócej można określić hipotetyczny deal. W porównaniu z tym blednie nawet swoiste rozumienie praworządności, jakim wykazał się minister Sienkiewicz, gdy opisywał metody walki służb z prywatnym przedsiębiorcą Zbigniewem Jakubasem.
Po wysłuchaniu tych taśm nie można było mieć wątpliwości, że dla zachowania władzy niektórzy politycy Platformy gotowi są działać nieuczciwie. Po obejrzeniu konferencji premiera nie można mieć wątpliwości, że nie chodzi tu o wybryk niedowarzonego ministra, ale że jest to aprobowany i przyjęty sposób działania całego rządu, w którym rozkwitają praktyki znane z filmów o mafii. Trudno inaczej ocenić fakt, że premier Tusk nie zdymisjonował ministra Sienkiewicza. Podobnie trudno zrozumieć, dlaczego do dymisji nie podał się prezes Marek Belka.
Piszę to wszystko z pełną świadomością bezradności. Nic nie wskazuje na to, żeby ktokolwiek z winnych poniósł odpowiedzialność. Nie. Za kilka miesięcy się okaże, że żadnej afery nie było, a Polacy żyją, jak zdaje się wierzyć prezydent, w przejrzystym państwie prawa, z którego winni być dumni. Chyba że się mylę i tym razem wreszcie przebudzą się wyborcy. Ile razy można pozwolić robić z siebie idiotów? •