Mijają dni i miesiące, lata całe, a na lewicy coraz głośniej niesie się wołanie o mesjasza. No, przesadzam oczywiście, takie słowo wprost z ust zainteresowanych nie pada, zbytnio naznaczone jest piętnem religijnym, ale na pewno chodzi o kogoś, kto by rozbite zastępy lewicy mógł do zwycięstwa powieść. Jeden był taki tylko w dziejach nadwiślańskich, Aleksander Kwaśniewski jego imię, lecz dawno to było, tak dawno, że niektórzy jeszcze pytają: „Prawda li to czy złuda?”.
Od tej pory wielu usiłowało go naśladować, jednak nikomu się nie powiodło. Jedni zapowiadali się dobrze i budzili wielkie nadzieje, choćby środowisko „Krytyki Politycznej”, wszakże rychło okazało się, że miast uprawiać politykę, wolą przesiadywać przy kawiarnianych stolikach i w telewizyjnych studiach snuć opowieści o sprawiedliwym porządku świata. Drudzy, tak jak Janusz Palikot, początki mieli wspaniałe i wiele obiecywali, by ostatecznie ulec przeciwnościom losu i własnej niemożności. Nic dziwnego przeto, że im większe klęski na pretendentów lewicowych spadały, tym większe oczekiwania i tym większa potrzeba prawdziwego przywództwa, kogoś na miarę hiszpańskiego Zapatero, kogoś, kto polski ludek niechętny i krnąbrny za pysk weźmie, postęp i oświecenia do mózgu mu wtłoczy, janushów na Europejczyków prawdziwych przerobi. Cóż, marzenie to na razie ściętej głowy, a swoistym znakiem rozpaczy jest coraz dłuższa i bardziej szpakowata broda Palikota, jedyna już teraz oznaka zamierzchłej świetności.
Co zatem robić? Nie wszyscy mogą przecież uciec do przybytków wolności i postępu na Zachód, ktoś musi na siebie jarzmo wielkości wziąć i nadzieję obudzić. Wygląda na to, że w tej roli warszawskie salony postanowiły obsadzić ni mniej, ni więcej, tylko Roberta Biedronia. Od kilku miesięcy, od kiedy to ówże Biedroń zdobył władzę w Słupsku, kilka największych portali i gazet, na czele z Gazetą.pl i Natemat.pl, dwoi się i troi, żeby Biedronia na wodza wylansować. Cokolwiek Biedroń powie, każdą myśl złotą lub przaśną spijają z jego ust i opinii przekazują. Nie ma dnia ani godziny, żeby uśmiechnięta facjata naczelnego polskiego geja radośnie do internautów nie łypała. Każda okazja do lansu jest dobra. Kiedy przeto 15 sierpnia prezydent Andrzej Duda mówił o potrzebie silnej Polski, media lewicy zachłystywały się z rozkoszy, obwieszczając, że Biedroń woli darmowe obiady dla dzieci niż rakiety. Ledwo Andrzej Duda wprowadził się do pałacu, agorowe „Metro” rozpoczęło wielką debatę nad tym, co by było, gdyby Biedroń krajem rządził. Na razie największe dokonania hucpiarza ze Słupska to jazda na rowerze do pracy, promocja wegetariańskiej żywności w ratuszu i selfie z młodymi parami.
Oby tak dalej. Oby tak jeszcze śmielej, a zwycięstwo lewica ma zagwarantowane. Przynajmniej na portalach i w mediach lewicy.