Nic monarchów nie odstrasza, Ku Betlejem śpieszą, Gwiazda Zbawcę im ogłasza, Nadzieją się cieszą.
Ten fragment kolędy doskonale wyraża prastary sens Bożego Narodzenia – do stóp słabego, ledwo urodzonego dziecka chylą się przedstawiciele ziemskich potęg, mocy i władzy. To, że wszechmocny Bóg narodził się jako najsłabszy, niezdarny jeszcze i zdany na innych człowiek, daje nadzieję i otuchę.
Dzisiaj trudno taką nadzieję znaleźć nawet w samym Kościele. Mimo ogłoszenia przez Ojca Świętego Franciszka Roku Miłosierdzia katolicyzm zachodni nigdy jeszcze nie był tak wewnętrznie rozdarty. Kilka tygodni temu, rzecz bez precedensu, kilkunastu najbardziej znanych tradycjonalistów amerykańskich, skupionych wokół pisma „The Remnant”, wezwało papieża do rezygnacji. Cóż, ktoś mógłby powiedzieć, że to tylko jedno środowisko, i to do tego znane z krytycyzmu wobec zmian w Kościele. Tylko że sprzeciw wobec obecnego pontyfikatu jest znacznie szerszy.
Tydzień temu lider środowisk amerykańskich antyaborcjonistów, które do tej pory były wiernym oparciem dla Kościoła, w wywiadzie dla „Do Rzeczy” stwierdził, że obecny papież szkodzi obronie życia. I wskazał na wiele słów oraz gestów obecnego biskupa Rzymu, które trudno interpretować inaczej. Kolejnym sygnałem zmiany są opinie znanego włoskiego watykanisty, Antonia Socciego, który w ostatnio napisanej książce, wydanej także po polsku, uznał, że obecny papież… papieżem nie jest, bo głosi nauki niekatolickie.
Czy są to wyłącznie przykłady skrajne? W żadnym razie. Spór na ostatnim synodzie pokazał, że podziały wśród wiernych, w tym wśród samych hierarchów, są niezwykle głębokie. To, co jedni uważają za katolickie, inni nazywają herezją. Tam, gdzie jedni mówią o faryzeizmie, drudzy mówią o zdradzie. Polemiki stają się coraz bardziej zacięte i ostre, a dotyczą samych podstaw moralności. O tym, jak poważna jest sytuacja, świadczą też reakcje przedstawicieli Watykanu – raptem kilka dni temu abp Rino Fisichella, przewodniczący papieskiej Komisji ds. Nowej Ewangelizacji, zasugerował, że niektórzy krytycy papieża Franciszka muszą się liczyć z automatyczną ekskomuniką. Takich gróźb dawno już nikt nie słyszał. Jednak jak powstrzymać się od krytyki, skoro zamęt i chaos rosną? Przed tygodniem sam pisałem o osobliwym dokumencie watykańskim, zaprezentowanym w Rzymie przez kard. Kurta Kocha, dotyczącym stosunków z judaizmem, w którym Kościół ogłasza rezygnację z misji do Żydów. Przecież stanowi to zerwanie z tradycją sięgającą czasów apostołów! Po prostu nic takich dokumentów i działań nie usprawiedliwia.
Widać, jak trudno jest pisać o nadziei. Mimo to bez niej życie jest puste. W końcu czy ktoś dwa tysiące lat temu mógł przypuszczać, że to nie świat złoży hołd cesarzom i panom, ale oni – cesarzowie, królowie i panowie – uklękną przed tym niepozornym dzieckiem w Betlejem?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.