Wracają emocje wokół elektrowni wiatrowych w Polsce. Zalewska apeluje do Gowina
  • Wojciech GolonkaAutor:Wojciech Golonka

Wracają emocje wokół elektrowni wiatrowych w Polsce. Zalewska apeluje do Gowina

Dodano: 
Anna Zalewska (PiS)
Anna Zalewska (PiS) Źródło: PAP / Tytus Żmijewski
– Wystarczy spojrzeć na otoczenie Fransa Timmermansa, w którym roi się od ludzi związanych z branżą energii wiatrowej. Ponadto Unia promuje biznesowo to, co w zasadzie jest jedyną technologią europejską w kwestii nowoczesnych technologii energetycznych – mówi w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl Anna Zalewska, europoseł PiS.

Trwają prace nad liberalizacją ustawy „antywiatrakowej” w Polsce, która swoimi surowymi wymogami gwarantowała interes mieszkańców i właścicieli w pobliżu potencjalnych farm wiatrowych. Czy Polacy mają się czego obawiać?

Mieszkańcy już się obawiają: docierają do dziennikarzy, piszą do posłów, rozmawiają ze mną, widząc, że kwestionuje się ich wieloletnią walkę z patologią dzikiego lokowania elektrowni wiatrowych. Skrócenie dopuszczalnych odległości, a właściwie liberalizacja polegająca na tym, że samorząd, nie pytając obywatela o zdanie, sam będzie decydował gdzie postawi elektrownię wiatrową, spowoduje powrót ogromnych emocji społecznych oraz realne zagrożenie dla władztwa i własności ludzi w pobliżu ewentualnych elektrowni wiatrowych. Wartość takich nieruchomości spada praktycznie do zera, pojawiają się również uciążliwości związane z pracą elektrowni wiatrowej, od hałasu, przez infradźwięki po zniszczenie krajobrazu. Tymczasem wielu Polaków wydaje setki tysięcy złotych, aby wyprowadzić się w cudowne, spokojne miejsca, nie rzadko bierze w tym celu kredyty – a teraz, po ewentualnej liberalizacji przepisów, będą mogli się dowiedzieć, że nieopodal ich gruntów będą mogły powstać elektrownie wiatrowe złożone z dziesiątek egzemplarzy turbin wiatrowych.

Dlaczego w takim razie w obozie Zjednoczonej Prawicy trwają prace nad liberalizacją ustawy „antywiatrakowej”?

To powszechny trend mający klika przyczyn. Po pierwsze jest to skutek zaostrzenia prawa klimatycznego, i tego w jaki sposób liczy się emisję dwutlenku węgla – to jest skomplikowany algorytm, w którym elektrownia wiatrowa ma wartość zera. Czyli istnieje bardzo mocna zachęta, aby lokalizować elektrownie wiatrowe. Z kolei kończą się miejsca, w których można stawiać elektrownie, stąd próby liberalizacji prawa w różnych państwach Unii, a w konsekwencji protesty ludzi w tych samych krajach. Tymczasem, wbrew utartym mniemaniom, nie jest to energia ani tania, ani czysta. Żyje dzięki subwencjom. Bo ogólny bilans kosztów budowy, eksploatacji elektrowni wiatrowej oraz możliwości utylizacji – która w praktyce polega na zakopywaniu płatów turbin w ziemię, wraz z ich szkodliwymi substancjami – bez subwencji nie ma ekonomiczno-ekologicznego uzasadnienia.

W związku z tym niejednokrotnie publicznie wzywałam premiera Gowina – i robię to ponownie – o wycofanie się z prac nad tą liberalizacją. Jarosław Gowin podpiera się, owszem, badaniami twierdzącymi, że 80% Polaków chce energii odnawialnej. Oczywiście, że Polacy chcą takiej energii, ale nie na swoim podwórku. Zachowanie obowiązujących zapisów jest więc gwarancją zachowania ładu przestrzennego i spokoju społecznego.

A czy dopuszczenie inwestycji na Bałtyku – elektrowni offshore – nie było formą zdrowego kompromisu? Podczas gdy ustawa „antywiatrakowa” chroni interes mieszkańców na lądzie, ma być wykorzystywana energia wiatrów na morzu.

Owszem, przy czym tu także zachodzi powielanie bez zastrzeżeń światowego trendu. Zastrzeżenia mają jednak obywatele, którzy zaczęli się tą kwestią interesować: do Komisji petycji w Parlamencie Europejskim wpłynął wniosek grupy Polaków, Greków i Hiszpanów proszący Komisję Europejską o zbadanie wpływu funkcjonowania ulokowanych już na morzu tysięcy elektrowni wiatrowych na przemieszczające się masy powietrza. Naukowcy zaczęli bowiem analizować gwałtowne burze, tornada i obawiają się, że praca elektrowni wiatrowych w takiej skali może mieć duży wpływ na ruch mas powietrza, a przez to na zaburzenia pogodowe. We wrześniu ma być dyskusja na ten temat w Parlamencie Europejskim. Zobaczymy wówczas jak zareaguje Komisja Europejska i w jaki sposób zostaną przeprowadzone ewentualne badania.

To znaczy?

To znaczy, czy będą one bezstronne, skoro istnieje tak duży nacisk na stawianie elektrowni wiatrowych. Wystarczy choćby spojrzeć na otoczenie Fransa Timmermansa, w którym roi się od ludzi związanych z branżą energii wiatrowej. Ponadto Unia promuje biznesowo to, co w zasadzie jest jedyną technologią europejską w kwestii nowoczesnych technologii energetycznych. Unia przespała np. fotowoltaikę.

Pani również zarzuca się zbijanie kapitału – w tym wypadku politycznego – na temacie, który miałby być sztucznie nadmuchiwany.

Zanim zostałam ministrem edukacji, będąc posłem opozycji brałam udział w setkach spotkań, odpowiadając na zaproszenia stowarzyszeń przeciwdziałających patologiom lobby wiatrowego. Bo to była prawdziwa patologia: pomijanie zasad, korupcja, nieprzejrzysty, pomijający obywateli proces podejmowania decyzji. Jako ekolog znam dobrze proces produkcji, eksploatacji i braku utylizacji wiatraków oraz mechanizm subwencji i ułatwień w różnych krajach członkowskich Unii, które w przypadku elektrowni wiatrowych są przykładem zaburzenia konkurencji. Poza tym działanie wbrew trendom i naciskom jest raczej ryzykowne, gdy idzie o zbijanie kapitału politycznego.

Dotychczasowy status quo, który popieram, zezwalający na powstawanie elektrowni wiatrowych przy zachowaniu odpowiedniego dystansu od domostw, umożliwił pokój społeczny. Natomiast to bieżące międzyresortowe konsultacje wywołały z powrotem poruszenie, która zmusza mnie do zajęcia jasnego stanowiska i działania.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także