W piątek rano za jedno euro trzeba było zapłacić 4,84 zł, za dolara 4,39 zł, a za franka szwajcarskiego 4,77 zł. Rubel kosztuje 0,039 zł.
W reakcji na osłabienie się polskiej waluty Narodowy Bank Polski w środę i czwartek dokonał sprzedaży "pewnej ilości walut obcych za złote".
Pomoc zapowiedział także resort finansów. "Ministerstwo Finansów informuje, że środki walutowe znajdujące się w jego dyspozycji będą wymieniane przede wszystkim na rynku walutowym w odpowiedniej skali. Wymiana tych środków w NBP będzie miała charakter uzupełniający" – czytamy w komunikacie z 2 lutego.
Ekonomista Marek Zuber w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl ocenił, że interwencje NBP i MF okażą się "pomocne".
– Jednak uważam, że osłabienie złotówki to nie jest proces długotrwały. Oczywiście wszystko będzie zależało od sytuacji w Ukrainie, ale jeśli nie będzie dalszej eskalacji, to nastąpi uspokojenie rynku i osłabienie złotego nie będzie trwało długo i powinniśmy wrócić do okolic poziomów 4,60 zł za jedno euro – zapewnił.
Z czego wynika słabość złotego?
Pytany o powody spadku wartości złotówki, ekspert zwrócił uwagę na kilka przyczyn.
– Kilka lat temu firma FTSE Russell zakwalifikowała nas do rynków wysoko rozwiniętych, lecz pomimo tego, tak naprawdę dla wielu inwestorów Polska to wciąż rynek wschodzący – powiedział Zuber.
Jego zdaniem mimo stosunkowo niskiego ryzyka ataku na nasz kraj u części inwestorów "emocje wzięły górę". – Niestety u wielu inwestorów jesteśmy w jednym koszyku z rublem i jeżeli oni tracą na rublu, to zamykają pozycję na złotym, żeby wygenerować zysk i wyśrednić sobie pozycję jaką mają w portfelu – stwierdził.
Nie bez znaczenia są też sankcje, nałożone na Rosję, których skutki będą odczuwane nie tylko w Moskwie, ale też w krajach, które zdecydowały się na ich nałożenie.
Czytaj też:
Gwałtowne osłabienie złotego. Ekonomista wyjaśnia powody