Bankowe domino

Dodano: 
Silicon Valley Bank (SVB), zdjęcie ilustracyjne
Silicon Valley Bank (SVB), zdjęcie ilustracyjne Źródło:Wikimedia Commons
Ceną za ratowanie chwiejącego się na całym świecie systemu bankowego będzie jeszcze wyższa inflacja.
P o kryzysie 2008 r. doszukiwanie się symptomów nadchodzącego kolejnego dużego krachu stało się tak częstą praktyką, że znaczna część opinii publicznej przestała niemal wierzyć, że owo załamanie jeszcze kiedykolwiek nadejdzie. Postawa ta udzieliła się niestety także władzom finansowym i rządom na całym świecie, które szczególnie w dobie pandemii zachowywały się tak, jak gdyby większość praw ekonomii przestała nagle działać. Wiele wskazuje jednak na to, że wraz z upadłością Silicon Valley Bank (SVB) opinia publiczna będzie wreszcie musiała zmierzyć się z tym, że duży kryzys faktycznie już się zaczął.

Bank krzemowych elit

Mający siedzibę w Santa Clara w Kalifornii bank jeszcze w ostatnim kwartale ubiegłego roku raportował przyzwoite zyski, a kurs jego akcji przedstawiał się dość stabilnie. Gdy 13 marca ogłosił bankructwo, informację tę można było więc potraktować jak grom z jasnego nieba, ponieważ na całym świecie znaleźć można było setki innych banków znajdujących się teoretycznie w dużo gorszej kondycji, a mimo to wciąż utrzymujących się na powierzchni. SVB z pewnością nie był zwyczajnym bankiem. Do grona jego klientów zaliczała się śmietanka towarzyska Doliny Krzemowej, posiadająca doskonałe koneksje na samych szczytach władzy. I właśnie tym należy tłumaczyć to, że pomimo gwarantowanej przez amerykańskie prawo maksymalnej kwoty ubezpieczenia depozytów w wysokości zaledwie 250 tys. dol. władze zdecydowały się zagwarantować klientom wypłatę wszystkich środków. Złośliwi komentatorzy dość szybko ukuli nawet formułę, że w amerykańskim systemie bankowym wpłaty klientów danego banku są zabezpieczone w całości jedynie pod warunkiem, że wśród nich są jacyś miliarderzy.

O elitarności upadłego banku świadczy niewątpliwie to, że aż 97 proc. jego klientów trzymało w nim środki większe niż gwarantowana przez ubezpieczenie kwota. Silicon Valley Bank nie uganiał się za drobnymi ciułaczami i od samego początku skupiał się przede wszystkim na finansowaniu start-upów. W swojej działalności SVB skupiał się na stopniowym rozbudowywaniu sieci kontaktów, które sięgały nawet samego Białego Domu. Władze banku wymagały przy tym całkowitej lojalności i w zamian za korzystne pożyczki dla raczkujących biznesów oczekiwały, że gdy później rozwiną się one w wielkie przedsięwzięcia, nadal będą korzystały z obsługi finansowej SVB.

Cały artykuł dostępny jest w 13/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Autor: Jakub Wozinski
Czytaj także