MOP-y, czyli miejsca obsługi podróżnych, to punkty, w których kierowca może odpocząć, coś zjeść czy z korzystać z toalety. Tymczasem wygląda na to, że będzie ich na polskich drogach coraz mniej. "Do braku stacji paliw i gastronomii na miejscach obsługi podróżnych przy drogach ekspresowych i autostradach ma się przyczyniać mała liczba samochodów elektrycznych" – podaje "Rzeczpospolita".
Z czego wynika taka sytuacja? "Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) nie może znaleźć chętnych do dzierżawy MOP-ów m.in. dlatego, że operatorzy nie są zainteresowani stawianiem na MOP-ach ładowarek" – czytamy. Interes ten jest po prostu w obecnych warunkach nieopłacalny.
Unijne rozporządzenie to problem
Okazuje się, że brak miejsc obsługi podróżnych to problem nie tylko dla kierowców i pasażerów. Państwa unijne muszą "dopiąć" rozporządzenie AFIR (Alternative Fuels Infrastructure Regulation), mające przyspieszyć rozbudowę infrastruktury paliw alternatywnych w krajach członkowskich, wymaga na drogach transeuropejskiej sieci transportowej już w 2025 r. stacji ładowania o łącznej mocy co najmniej 400 kW co 60 km, w tym jednego punktu o mocy 150 kW. Jednak chętnych do zarządzania taką infrastrukturą po prostu brakuje.
"Przedstawiciele operatorów twierdzą, że przy obecnym niewielkim ruchu aut elektrycznych rozbudowa sieci ładowania nie opłaca się. Zwłaszcza że nakładają się na to długie i uciążliwe formalności z podłączeniem ładowarek do sieci elektroenergetycznych. A jeszcze większą barierą okazuje się uboga infrastruktura energetyczna na MOP-ach, która uniemożliwia budowę stacji o dużej mocy" – opisuje "Rz".
– Poprowadzenie przewodów na odcinku np. kilkunastu kilometrów to inwestycja pochłaniająca miliony złotych, która nie ma szans się zwrócić w okresie dziesięciu lat dzierżawy gruntu – wyjaśnia Grigoriy Grigoriev, dyrektor generalny Powerdot (operator stacji ładowania) w Polsce.
Czytaj też:
Darmowe autostrady. Premier: Postanowiliśmy zrobić coś więcej