Kurs na zmianę – tak SLD reklamuje swój nowy program. Ma być więcej lewicy w lewicy
Piotr Gursztyn
Konwencja SLD w Sosnowcu ma być momentem odpalenia czegoś dużego. Programu, który porwie miliony Polaków i utrwali pozytywny dla Sojuszu trend. Sondaże bowiem, jak wiemy, wskazują pewien wzrost poparcia. Takie skoki do 15 punktów SLD już miewało kilkakrotnie, ale ostatnio politycy tej partii uwierzyli, że to stała tendencja i za krótki czas dzięki poparciu wyborców SLD przegoni Platformę.
Sukces ma zapewnić bardzo socjalny nowy program SLD. Wiadomo, kryzys, ludzie wystraszeni bezrobociem, więc trzeba obiecać im więcej zasiłków, pracę, jakieś podwyżki. Niby rzecz zgodna z deklarowaną tożsamością SLD. Ale żal byłoby nie przypomnieć pewnych słów o liderze Sojuszu, który w sobotę ogłosi ów kurs na lewicową zmianę:
„Leszkowi Millerowi dobrze wychodzą tylko bon moty i pouczanie innych. Oczywiście najlepsze jest powiedzonko, że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy. Do tej pory Miller kończył już kilka razy. Za każdym – marnie. (…) W czasach swoich rządów (2001–2004) odbierał pieniądze i uprawnienia. Studentom, osobom niepełnosprawnym, barom mlecznym, kobietom w ciąży, samotnym matkom. Z dawaniem było gorzej. Emeryci dostali kuriozalne, kilkuzłotowe podwyżki, pogorszyła się relacja płacy minimalnej do przeciętnego wynagrodzenia (z 37,2% do 35,3%), wzrosła liczba żyjących poniżej minimum socjalnego i poniżej minimum egzystencji. Jako premier nie żałował tylko bogatym i Kościołowi. Millerowi cel zawsze uświęcał środki. 2001 roku dla naszego członkostwa w UE zawarł pakt z biskupami. Nie ruszył żadnych materialnych uprawnień Kościoła, nie pozwalał na nowelizację restrykcyjnej ustawy antyaborcyjnej. Swoją liberalną, antypracowniczą, prokościelną polityką doprowadził SLD do upadku. Przez Millera, a potem Belkę, do dziś – jako partia – płacimy cenę za utratę wiarygodności. W 2007 roku wiarygodność całkowicie stracił sam Leszek Miller. Byle tylko być w Sejmie, startował do wyborów z listy Samoobrony, pobłogosławionej przez Rydzyka”.
To wpis Joanny Senyszyn z jej bloga z grudnia 2008, czyli raptem sprzed pięciu lat.
Cóż, polska lewica ma pokrętne dzieje. I skoro tego dnia jesteśmy przy dotyczących jej „dialektycznych sprzeczności” to nasuwa się jeszcze jedno pytanie. Dziś, 13 grudnia, w wiadomą rocznicę, Leszek Miller pisze na jednym ze społecznościowych forów peany na temat pewnego generała, który jego zdaniem wielkim patriotą jest. Ów generał, przywódca wojskowej junty o nazwisku Jaruzelski, to chyba ten sam facet, który pomagał w obaleniu Edwarda Gierka, a potem zapuszkował tę ikonę polskiej lewicy w „internacie”. Już za niedługo, już za momencik Leszek Miller powróci do chwalenia osiągnięć Edwarda Szczodrego. Ale co wtedy powiedzieć o generale?