Ostatnie treści na portalu Kamila Durczoka zostały zamieszczone 11 kwietnia. Wczoraj serwis zniknął z internetu
Silesion działał od października 2016 roku. Strona została otworzona z dużą pompą, towarzyszyła jej kampania promocyjna, a redakcja początkowo liczyła 20 osób. Od tygodnia jednak strona wygląda na opuszczoną. Problemy Silesion trwały już od dłuższego czasu. Dział z materiałami wideo był ostatni raz aktualizowany w sierpniu 2018 roku, również w działach lifestylowych przestały pojawiać się nowe treści tak często, jak to miało miejsce w przeszłości. Dodatkowo w ubiegłym roku wiele mówiło się o zwolnieniach w redakcji.
Eksperci w rozmowie z portalem Wirtualne Media jednoznacznie wskazują, że portal po prostu nie cieszył się popularnością, co przekładało się na brak zysków z reklam. Dodatkowo wskazują, że rozmach z jakim Durczok podszedł do nowego projektu był zbyt wielki i generował zbyt duże koszty. – Przy rozmachu Silesiona statystyki powinny być 5-7 krotnie większe i lepsze jakościowo, takie jak inny przykład z tego regionu: Lublin112.pl – twierdzi Rafał Agnieszczak, przedsiębiorca internetowy, twórca m.in. portalu Fotka.com. – Ten biznes był nieumiejętnie prowadzony, więc tylko charyzma i determinacja założyciela trzymała ten projekt przy życiu przez aż 2,5 roku – ocenił Agnieszczak.
Czytaj też:
Portal Durczoka zawieszony. "Brak ciekawych treści, mała odwiedzalność"
Brak ciekawych treści?
Niektórzy eksperci w rozmowie z Wirtualnymi Mediami z kolei podkreślają, że SIlesion nie miał po prostu ciekawej oferty. Startował jako portal z potencjałem, ale szybko przeistoczył się w stronę informującą o "dziurach w drodze".
"By osiągnąć pozycję na konkurencyjnym i zdominowanym przez Polska Press Grupę rynku śląskim (Dziennikzachodni.pl i Naszemiasto.pl) trzeba byłoby długo i bardzo ciężko pracować. Albo trzeba się czymś w tym contencie naprawdę wyróżniać (jakość, typ contentu - wideo, etc.), o co wcale nie jest łatwo i często nie jest to tanie" – przekonuje Paweł Nowacki, były zastępca redaktora naczelnego „Dziennika Gazety Prawnej” ds. online.
"Chyba nie pomogło w tym nawet znane nazwisko dziennikarza, np. nie pamiętam żadnego w zasadzie głośnego tekstu, np. lokalnego śledztwa Silesionu. „Przebijały się” felietony Durczoka i to raczej za sprawą popularności jaką zdobywały w social media" – mówi Nowacki.
Czytaj też:
Durczok atakuje PiS: Partacze i barbarzyńcy