Margaret przyznała, że kiedyś chodziła na Msze święte, bo była do tego "przymuszana", jednak miała problem z podejściem Kościoła do cielesności. – Mam takie wspomnienie z okresu nastoletniego, gdy jeszcze regularnie byłam przymuszana do chodzenia do kościoła i co tydzień spowiadałam się z masturbacji. LOL. Of course I did. Z perspektywy czasu przeraża mnie, jak bardzo poznawanie własnego ciała było i jest stygmatyzowane – powiedziała wówczas.
Czytaj też:
Piosenkarka chce dokonać apostazji. Wszystko przez... masturbację
W rozmowie z reporterem "Wirtualnej Polski" Margaret przekonuje, że nie występuje z Kościoła z powodu konkretnego zdarzenia. – To nie było w afekcie. Decyzję o apostazji podjęłam dawno temu, ale nie mówiłam o tym. Nie wierzę w Boga i to, co najmniej fair wobec tych wszystkich, którzy wierzą, by się wypisać z tej wspólnoty. Nie wyobrażam sobie być w jakiejś grupie i podkładać jej nogi. Uważam, że byłaby to hipokryzja. Dostałam za to fangę w nos i ok – powiedziała.
Piosenkarka została też zapytana, czy wywiad dla "Playboya" nie był efektem kalkulacji. – To się po prostu nie opłaca. Nie opłaca się mówić o tych rzeczach, o których ja mówię. O apostazji się nie opłaca, o wychowaniu seksualnym też się nie opłaca, o wspieraniu LGBT też. Nigdy nie kalkulowałam, tylko starałam się być prawdziwa z tym, jak myślę i czuję. Chcę móc patrzeć w lustro i lubię to. Faktycznie się nie kalkuluję, ale cóż. Mam wspierających fanów. Niech każdy będzie sobą – stwierdziła.
Czytaj też:
Margaret: W Polsce dalej wymaga się od kobiet, aby rodziły dzieci