Profesor Aleksander Nalaskowski został zawieszony w prawach nauczyciela akademickiego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Wszystko przez felieton, w którym skrytykował środowiska LGBT. Przypadkowa sytuacja, czy idziemy jednak w kierunku cenzury prewencyjnej?
Dr Tomasz Terlikowski: W ogóle nie jestem tym zaskoczony. Bo to, że taki proces ma miejsce i, że będzie postępował, wiedzieliśmy. Mamy świadomość tego, co dzieje się w krajach zachodnich. Jeżeli coś zaskakuje, to neokolonialny syndrom polskiej kadry naukowej. Bo tego tekstu, który opublikował profesor Nalaskowski nie można w żadnym razie określić jako skandaliczny. I prawdopodobnie w żadnym kraju zachodnim ten tekst nie pociągnąłby za sobą takich konsekwencji. Żeby one miały miejsce, musiałby być on znacznie ostrzejszy. Ta historia pokazuje dwie rzeczy.
Jakie?
Po pierwsze – ideologia LGBT, wbrew temu co się powtarza, ma inne cele niż wyłącznie zdobycie równych praw. Jej celem jest doprowadzenie do całkowitego zakazu posiadania innych poglądów niż te, które reprezentują jej zwolennicy. Po drugie pokazuje kolonialny syndrom sporej części polskiej kadry naukowej, która nie jest w stanie samodzielnie myśleć, tylko kopiuje, kseruje rozwiązania zachodnie. Nie ma tu próby nawet własnego pomyślunku. Tego typu zachowanie przynosi wstyd, ale Uniwersytetowi Mikołaja Kopernika, a nie profesorowi Aleksandrowi Nalaskowskiemu.
Mówi Pan o braku pomyślunku. Ale czy nie widać też tego po drugiej stronie? Dziś wśród zwolenników PiS też każde słowa krytyki są odrzucane, mamy myślenie plemienne, wzajemną nawalankę…
To jeszcze inna sprawa. Niestety bańki medialne spowodowały, że myślenie zastąpione zostało emocjami. Do tego doszedł bardzo silny podział partyjny, połączony z moralizacją poglądów. Doprowadziło to do tego, że rzeczywiście ukształtowały się dwa plemiona. A czasami można odnieść nawet wrażenie, że to nie plemiona, a dwa stada. Myśli się stadnie. A myślenie stadne wyklucza jakąkolwiek samodzielność. Jakakolwiek próba myślenia samodzielnego sprawia, że uznanym się jest za zdrajcę, kogoś, kto zmienił obóz. Ta stadność to rzeczywiście jest kolejny, istotny element. Jednak wydaje mi się, że w przypadku profesora Nalaskowskiego i Uniwersytetu Mikołaja Kopernika nie była on elementem, który odegrałby rolę.
Dlaczego?
Wydaje mi się, że temat ten nie różnicuje tak bardzo partyjnie. Mamy partie, dla których jest to bardzo ważne – jak Wiosna i Razem, ale też ugrupowania te uczestniczą w koalicji ze środowiskami, przez które postulaty LGBT traktowane są instrumentalnie. Jeżeli ktoś myśli, że Leszek Miller, czy nawet Włodzimierz Czarzasty, to bojownicy o prawa osób LGBT, to jest bardzo naiwny. Natomiast Koalicja Obywatelska to partia cyników, która chce się odróżniać od PiS, zyskać w ten sposób poparcie z Zachodu, ale nie sądzę, by znacząca liczba jej działaczy chciała wchodzić w rolę bojowników o prawa LGBT. Dlatego sądzę, że w przypadku profesora Nalaskowskiego zagrały raczej inne elementy. Przede wszystkim neokolonialny syndrom elit uniwersyteckich w Polsce.
Czytaj też:
Wirus poprawnościCzytaj też:
Uczelnia zawiesza wykładowcę. Za krytykę Marszu Równości
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.