Jest po wyborach, Prawo i Sprawiedliwość triumfuje. Ale, tak nie do końca – w Senacie większość ma opozycja, wynik PiS do Sejmu też nie był taki, jak wskazywały sondaże.
Prof. Rafał Chwedoruk: Faktycznie mamy do czynienia z sytuacją, w której wszystkie partie, zarówno rządząca, jak i opozycyjne, mają pewne powody do optymizmu, jak i do niezadowolenia. W przypadku Prawa i Sprawiedliwości można powiedzieć, że formacja ta osiągnęła sufit. Jest rekordowy wynik w historii po 1989 roku. Zdecydowana wygrana. Z drugiej strony widać, że więcej PiS już nie może w najbliższej przyszłości uzyskać. Ten wynik, jak również rezultaty konkurencji, dają pewne powody do obaw.
Dlaczego?
Po pierwsze w kontekście wyborów prezydenckich. Oczywiście Andrzej Duda wciąż jest niekwestionowanym faworytem. Jednak jego sytuacja nie jest tak komfortowa jak jeszcze przed ogłoszeniem wyniku wyborów parlamentarnych. Inną kwestią są wyniki Konfederacji i Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Jakie ma to znaczenie dla PiS?
Wynik PSL jest znacznie lepszy niż się spodziewano. Został on osiągnięty w dość niekonwencjonalny sposób – Ludowcy pozyskali wyborców zarówno PO, jak i PiS, Lewicy, niedobitków po Kukiz’15. Udało im się dostać do Sejmu. Oznacza to, że Prawo i Sprawiedliwość musi przedefiniować swój stosunek do PSL na najbliższą kadencję. Natomiast Konfederacja to problem, ale długoterminowy. Dziś, z 13 posłami jej wpływ na politykę nie będzie wielki. Ale w przyszłości elektorat bardziej libertariański, niż konserwatywny, będzie dochodził do głosu.
PSL budował przekaz partii środka, zgody narodowej, porozumienia, zakończenia wojny polsko-polskiej. Czy takie ugrupowanie ma szansę stać się tą trzecią siłą na polskiej scenie politycznej?
To akurat może być trudne, bo problemem PSL jest to, że stronnictwo pozyskało wielu nowych wyborców, więc jest kwestia ich utrzymania. Bo twardy elektorat tej partii jest dziś poniżej progu wyborczego. Poza tym – warto mieć na względzie to, że PSL zawsze będzie po stronie antypisu – we wszelkich istotnych sporach wybierze opozycję. Wydaje mi się więc, że Ludowcy mogą odegrać inną rolę w polskiej polityce w nadchodzących latach.
Jaką?
Możliwe, że biorąc po uwagę słabość Koalicji Obywatelskiej, a także eklektyzm elektoratu PSL, to wokół tej partii powstanie coś w rodzaju „nowej Platformy”. Czyli ugrupowanie, które będzie buszowało po wszystkich stronach polskiego sporu ideologicznego, pozyskujące wyborców ze wszystkich stron. Tu kluczowy będzie wynik Władysława Kosiniaka-Kamysza w wyborach prezydenckich.
Sądzi Pan, że lider PSL będzie kandydatem całej opozycji, czy też będzie jedynie reprezentował swoją partię?
Myślę, że próby bycia kandydatem całej opozycji na pewno zostaną podjęte. Jeśli za kilka miesięcy w sondażach okaże się, że Kosiniak ma lepsze, bądź porównywalne wyniki z kandydatką KO (bo najpewniej typowana będzie Małgorzata Kidawa-Błońska) oraz z kandydatem Lewicy (tu zapewne będzie to Robert Biedroń), to media liberalne będą naciskać na to, by to Kosiniak-Kamysz był kandydatem całej opozycji. Pamiętajmy, że poparcia Kosiniakowi-Kamyszowi jako przyszłemu liderowi opozycji udzielił już jakiś czas temu Donald Tusk. Wprawdzie wpływ byłego premiera i byłego przewodniczącego Rady Europejskiej jest mniejszy, niż choćby jeszcze rok temu, to jednak wciąż jest znaczący. Przez osiem lat u władzy w Polsce Tusk uzyskał kontakty i wpływy w mediach, co jest rzeczą normalną na całym świecie.
Jeśli jednak wspólnego kandydata nie będzie, to po stronie opozycji antypisowskiej wystartuje troje kandydatów – Małgorzata Kidawa-Błońska, Władysław Kosiniak-Kamysz i kandydat lewicy?
Kandydatem lewicy najprawdopodobniej będzie Robert Biedroń. Uzyska on zapewne bardzo dobry wynik indywidualny, jednak w przypadku wejścia do drugiej tury będzie absolutnie niewybieralny. Tu największe szanse miałby Kosiniak-Kamysz.
Wróćmy do kampanii sprzed wyborów parlamentarnych. Siłą Platformy sprzed lat była gra skrzydłami. Teraz kandydował konserwatywny Kazimierz Michał Ujazdowski. I najpierw, jeszcze w wyborach samorządowych był kandydatem na prezydenta Wrocławia, a potem wycofano go „za zbytni konserwatyzm”. Teraz szedł na senatora w Warszawie i też był przez część opozycji atakowany. Ludzie o poglądach bardziej konserwatywnych, także niekoniecznie popierających PiS, mogło to skutecznie odstraszyć?
Myślę, że sytuacja PO jest dużo bardziej złożona. Platforma w ciągu ostatnich lat dwukrotnie umarła. Po raz pierwszy po przegranych wyborach parlamentarnych. Gdy PO była partią władzy. Szykowała się do kolejnej kadencji w rządzie. Projekt pod kierunkiem Ewy Kopacz poniósł klęskę. Jednak PO umiała się pozbierać, odrodzić. Wykorzystać wszystkie zasoby materialne i ludzkie. Pokazać siebie jako główną siłę opozycyjną, stworzyć Koalicję Europejską, czyli wspólną listę opozycji w wyborach do Parlamentu Europejskiego. I po porażce w wyborach europejskich Platforma umarła drugi raz – bo nastąpił rozpad Koalicji Europejskiej. Stąd dziwne wolty, czy wybory personalne w trakcie kampanii. Teraz weszła do Sejmu, z wynikiem porównywalnym z tym sprzed czterech lat.
Co oznacza ten wynik?
To, że PO dostała kolejne życie. Nie jest to dolce vita sprzed czterech lat. Daje to jednak Platformie pewną niszę. Oprócz Konfederacji będzie jedynym ugrupowaniem liberalnym gospodarczo. Będzie więc mogła krytykować programy PiS takie jak 500 Plus, na co pozwolić sobie nie mogą ani lewica, ani PSL. A to daje niszę, bo jest całkiem spora część elektoratu, która sprzeciwia się PiS-owi nie tylko dlatego, że to PiS, ale odrzuca treść pisowskiej polityki. Właśnie z pozycji liberalnych gospodarczo. Pytanie oczywiście, czy Platforma nie pogrąży się w sporach wewnętrznych. Jeśli jednak przetrwa, będzie miała swoją niszę, którą będzie mogła zagospodarować.
Tylko czy PO nie miała zbyt niespójnego przekazu – raz byli za 500 Plus, raz przeciwko?
Platforma przez całą kadencję liczyła, że będzie spoiwem całej opozycji. Więc musiała być eklektyczna. Ale cięgi zebrała za porażkę i rozpad Koalicji Europejskiej. Jednak przy wszystkich słabościach nie straciła wyborców. Ale teraz PO jako partia centrowa, rozdająca uśmiechy na prawo i lewo, kończy się. Teraz musi sięgnąć po elektorat integralnie liberalny – w kwestiach światopoglądowych jak i gospodarczych.
Ostatnie pytanie o lewicę – czy pójdzie ona w stronę lewicy ideologicznej Biedronia, socjalnej Zandberga, czy elektorat sentymentu peerelowskiego SLD?
Nie ulega dla mnie wątpliwości, że palmę pierwszeństwa będzie chciał przejąć Robert Biedroń. To on będzie najprawdopodobniej kandydatem na prezydenta. Lewica osiągnęła ogromny sukces, zwłaszcza na tle Europy, gdzie formacje lewicowe w większości krajów są w odwrocie, nawet zanikają. Na pewno kluczowy był tu elektorat sentymentu do PRL, poszerzony jednak o wyborców kulturowych, Wiosny. Natomiast zauważmy, jak bardzo oderwane od rzeczywistości były twierdzenia, że lewica wyprzedzi PO i stanie się głównym rywalem PiS. Nie spodziewam się jakiejś eksplozji sondażowej. I w tym wypadku przyszłość rozstrzygną wybory prezydenckie. Jeśli Robert Biedroń osiągnie sukces, to wyznaczy kierunek. Jeśli nie, to zacznie się walka o wpływy, i tu z uwagi na siłę strukturalną faworytem będzie SLD.
Czytaj też:
Wybranowski: Kosiniak-Kamysz ma predyspozycje ku temu, by stać się liderem opozycji
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.