TOMASZ ZAPERT: Nie obawiał się pan powracać na antenę radiową z cyklicznym słuchowiskiem? Czas takich programów chyba przeminął wraz z rozwojem telenowel.
KRZYSZTOF JAROSZYŃSKI: Po pierwsze, to nie jest do końca takie pewne. Po drugie, dla typu humoru, który chcę zaprezentować, nie bardzo jest miejsce na szklanym ekranie. Obszar telewizyjnej satyry został niemal kompletnie zagospodarowany przez kabarety. Aby tam zaistnieć, trzeba być bardzo wyrazistym, mówiąc delikatnie. Tymczasem to, co pragnę zaproponować, jest raczej łagodne i dobrotliwe. To pełna ciepła humoreska obyczajowa, oparta na nieporozumieniach, kontrastach i pomyłkach. Trudno mi przypuszczać, żeby z „Rodziną Średnickich. Mały Świat 21” – bo tak audycja się nazywa, od nazwiska jej bohaterów – zaprzyjaźniła się publiczność gustująca w dość agresywnej formule telewizyjnej. Ufam, że przyciągnę do odbiorników osoby spragnione humoru subtelniejszego. Ludzi, których męczą kabaretony nafaszerowane bieżącymi sprawami społeczno-politycznymi.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.