”Sztuka współczesna nie musi być wcale lewicowa”

”Sztuka współczesna nie musi być wcale lewicowa”

Dodano: 
Piotr Bernatowicz
Piotr Bernatowicz
Ideologizacja niszczy sztukę. W każdej dużej galerii mamy to samo - sztuka społecznie zaangażowana, sztuka feministyczna, sztuka broniąca mniejszości i krytykująca Kościół. W moim przekonaniu sztuka jest bardziej różnorodna, tylko instytucje tego nie pokazują. Różnorodność starałem się wprowadzać w Galerii Arsenał podczas mojej kadencji – mówi portalowi DoRzeczy.pl Piotr Bernatowicz, dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej – Zamek Ujazdowski.

„Hunwejbin dobrej zmiany”, „człowiek, który przeszedł na ciemną stronę mocy”, to tylko niektóre opinie prasowe na Pana temat. Skąd ta niechęć lewicowych i liberalnych środowisk?

Piotr Bernatowicz: Raczej przeszedłem z ciemnej, na jasną stronę mocy. Powodem tych ataków jest to, że konserwatywnymi poglądami wyłamuję się z monolitu dyrektorów głównych instytucji artystycznych i kuratorów. Mają oni w większości poglądy radykalnie lewicowe lub bezkrytycznie akceptują pogląd, że dyrektor powinien mieć takie poglądy. I się dostosowują. A ja zapraszam do instytucji artystów, którzy dotąd byli marginalizowani, ponieważ nie wpisywali się w lewicowy para-dygmat. Taki wyłom jest niebezpieczny, narusza ideologiczny monopol w sztuce współczesnej. Okazuje się, że sztuka współczesna nie musi być wcale lewicowa. I właśnie tak tłumaczę sobie te ataki. Szczególnie, że wspomniani autorzy szukając czegoś, co ma mnie zdyskwalifikować wskazują wyłącznie na moje poglądy. Nie podważają moich kompetencji merytorycznych, doświadczenia itp. Twierdzą, że człowiek o poglądach prawicowych, konserwatywnych, które większość Polaków po-dziela, nie powinienem pełnić funkcji kierowniczych w instytucjach kulturalnych. Przecież to absurd.

W tych materiałach widać nawet pewien żal, że „kiedyś zajmował się Pan Picassem, teraz prze-szedł na drugą stronę” Czy faktycznie ta przemiana nastąpiła nagle, czy po prostu ujawnił Pan poglądy gdy stanął na czele poznańskiego Arsenału?

Napisałem doktorat o recepcji Picassa w Europie Środkowo-Wschodniej i opublikowałem książkę pt.: „Picasso za żelazną kurtyną”. Interesowało mnie polityczne, komunistyczne zaangażowanie Picassa, oraz to, jak ono wpływało na recepcję jego twórczości w Europie Środkowej po 1945 roku. Równolegle zajmowałem się krytyką artystyczną, a później prowadziłem ogólnopolskie czasopismo o sztuce, organizowałem wystawy. Moje poglądy faktycznie ewoluowały w stronę konserwatyzmu, ale radykalizował się także artystyczny maintstream. Ten główny nurt świata sztuki zaczął pod koniec poprzedniej dekady mocno dryfować w kierunku lewicowym, neomarksistowskim. Przyczyniła się do tego aktywność Krytyki Politycznej. Moje krytyczne wobec tego procesu wypowiedzi do pewnego momentu były przez środowisko akceptowane. Popierałem np. ekscentryczną grupę The Krasnals, która kpiła z lewicowego zaangażowania malarza Wilhelma Sasnala i celebrytów np. Marii Peszek. A potem ta część środowiska uznało moje poglądy za niebezpieczne.

Dlaczego?

Wskazywałem coraz dobitniej na ideologiczne podstawy głównego nurtu sztuki współczesnej, a robiłem to z wnętrza środowiska posługując się argumentami merytorycznymi. Więcej, uważam, że ta ideologizacja niszczy sztukę. Sprawia, że w każdej dużej galerii mamy to samo - sztuka społecznie zaangażowana, sztuka feministyczna, sztuka broniąca mniejszości i krytykująca Kościół. W moim przekonaniu sztuka jest bardziej różnorodna, tylko instytucje tego nie pokazują. Różnorodność starałem się wprowadzać w Galerii Arsenał podczas mojej kadencji. Wtedy pierwszy raz ta część lewicowego środowiska podniosła raban i nie chciała dopuścić, bym kierował tą miejską galerią. A ja chciałem promować dobrą sztukę, która przede wszystkim interesuje odbiorców, a nie tylko wąskie środowisku specjalistów. I udało mi się to. Program Arsenału został doceniony nawet przez krytyka tygodnia Polityka, Piotra Sarzyńskiego, który napisał: „Docenić wypada, że szefujący placówce Piotr Bernatowicz realizował program w oderwaniu od potężnego mainstreamowego nurtu”. I wskazy-wał na wartościowe i oryginalny wystawy, które odbyły się w Arsenale, a nigdzie indziej w Polsce nie mogłyby się odbyć. W czasie mojej kadencji frekwencja wzrosła dwukrotnie. Nie docenił tego prezydent Poznania, Jacek Jaśkowiak, który nie powołał mnie na drugą kadencję, mimo że wygrałem konkurs.

Teraz obejmuje Pan funkcję dyrektora Centrum Sztuki Współczesnej – Zamek Ujazdowski. Jaki jest plan dla tej placówki?

Plan rysuje się z kontekście tego, o czym mówiłem. Chciałbym dominujący nurt sztuki uczynić mniej dominującym, uciekać od kategorii ideologicznych i pokazywać sztukę współczesną w całej jej różnorodności. Artystów, którzy z różnych względów, często ideologicznych, nie byli prezentowani. Co ważne – Centrum Sztuki Współczesnej to kluczowe miejsce na artystycznie mapie Polski. To nie tylko miejsce organizowania wystaw, ale przede wszystkim miejsce refleksji nad sztuką współczesną. Tego w ostatnich latach zabrakło. W latach świetności tej placówki, na początku lat 90. odbywały się tam ciekawe, często kontrowersyjne wystawy, debaty, ścierały się różne poglądy. To w ostatnich latach zanikło. Proponuję powrót Centrum Sztuki Współczesnej jako żywego miejsca dyskusji i refleksji na sztuką współczesną, a nie miejsca bezrefleksyjnego przyjmowania wszystkiego, co zostało uznane na zachodnich salonach. I taką debatę bardzo chciałbym zainicjować. Aby ta placówka była miejscem żywym, różnorodnym. Jest jeszcze jedna ważna rzecz, na którą chciałbym zwrócić uwagę.

Czyli?

Sztukę współczesną odbiera się jako sztukę awangardową. Rzeczywiście, często jest ona awangardowa w tym sensie, że przekracza tradycyjne media. Są jednak współcześni twórcy, którzy nie przyjmują języka awangardy. I nie widzę powodu, by tych artystów wykluczać. Jeden z najważniej-szych artystów konceptualnych, Jarosław Kozłowski miał takie podejście i dlatego cenił różnorodność panującą w Galerii Arsenał za mojej kadencji. Dlaczego mamy dyskryminować współczesnych malarzy, rzeźbiarzy, grafików? Warto zwrócić też uwagę na nurt awangardy konserwatywnej. To nurt, który w ostatnim czasie bardzo mocno zaznaczył swoją obecność. Tworzą go artyści, którzy eksperymentują w zakresie formy, ale nie odrzucają tradycji, wartości, czy nawet szerzej – próbują te wartości w swojej sztuce bronić. Pisał o tym Paweł Rojek w książce „Awangardowy konserwatyzm. Idea polska w późnej nowoczesności”, a pojęcie awangardowego konserwatyzmu wprowadził polski performer, Zbigniew Warpechowski. Uważam, że ten nurt jest jednym z ciekawszych zjawisk w aktualnej sztuce nie tylko w Polsce, ale i szerzej, w Europie Środkowej. Właśnie takie oryginalne zjawiska chcę pokazywać i o nich dyskutować.

Czytaj też:
Dyrektor groził nauczycielowi, który krytykował ruch LGBT

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także